O tym, jak publicysta Tygodnika Powszechnego szukał wiatru w polu.

Na początek małe wyjaśnienie - jestem czytelnikiem Tygodnika Powszechnego. Dzisiaj już raczej mniej stałym niż dawniej, ale też dzisiaj nie publikują już Czesława Miłosza (z przyczyn oczywistych) i Józefy Hennelowej (z przyczyn mniej oczywistych). Ale nadal lubię poczytać komentarze Jana Klaty, ks. Bonieckiego oraz o sprawach, o których kościół katolicki często woli milczeć.

Wzięłam wczoraj zatem do ręki Tygodnik, zaczynam jak zwykle od końca, a tu dwie strony tekstu pt. "9 kaw"*. Najpierw się zdziwiłam, co to się porobiło! Jak werbowałam I.nną do Kawowego jakoś nie miałam do końca przekonania, czy temat chwyci. Nie mówiło się za dużo o kawie. A tutaj tekst o niej w Tygodniku Powszechnym, który - powiedzmy sobie jasno - do lifestylowych magazynów nie należy.

Zaczęłam więc czytać. I poza ciekawymi cytatami o kawie, którymi autor, Marcin Wicha, opatrzył tekst, niewiele z niego wyniosłam. Mizerne to i tendencyjne. Nie chodzi o to, że się z tektem nie zgadzam. Chodzi o jakość. Co jak co, ale od Tygodnika oczekuję wnikliwości i rzetelności. A tu naprawde nie wiem, co autor chciał powiedzieć.

Bo wyobraźcie sobie, w poszukiwaniu konkurencji Bliklego, który świętuje swoje 140. urodziny, autor wybrał się na spacer kawowy po Nowym Świecie w Warszawie, poczynając od skrzyżowania ze Świętokrzyską, na rondzie Charlesa de Gaulle'a kończąc. Poszedł sobie tą trasą, wchodził do sieciowych kawiarni (nie licząc Vincenta), do sklepów typu Tchibo czy Nespresso (w których jak przypuszczam nasza stopa nigdy nie stanęła i nie stanie) i wyglądał... Skamandrytów! Oczywiście, Skamandrytów AD 2009. I wielce był zdziwiony, że widzi same laptopy, że jakies dziewczyny o organizacji wesela rozmawiają, o sprawach przyziemnych i paskudnie komercyjnych, a ludzie się wszędzie spieszą i rozmawiają przez komórki.

Ja się pytam, czego oczekiwał Pan Redaktor wchodząc do sieciówek? No chyba nie literatów? A nawet jesli literatów, to chyba nie spodziewał sie, że będą siedzieli z piórem i notesem? Dzisiaj literaci wykorzystują internet, mają swoje własne strony, blogi, stowarzyszenia - sieć roi sie od miejsc, w których można zadebiutować. Nie trzeba się prosić magazynu literackiego o publikację, choć oczywiście taka publikacja w mediach tradycyjnych nadal nobilituje. Dzisiaj można znaleźć czytelników w sieci, a krytykowi literackiemu posłać link do strony z nasza twórczością. Wydawcy zaś coraz przychylniej patrza na twórców, którzy mają już swoją publiczność, choćby wirtualną. Zatem niech sie nikt nie oburza na laptopy, to takie samo narzędzie jak dawniej pióro i notes.

Ale zakładając, że Pan Redaktor natknął się na samych yuppies, których widok i mnie mierzi, to chyba nie dziwne, że siedzą w Starbucksie czy Coffee Heaven? A w Cavie lansuja się celebryci. To dośc oczywiste. Halo! Jesteśmy na Nowym Świecie, jednej z najpopularniejszych ulic Stolicy.
Zamiast narzekać na skrzeczącą rzeczywistość, należy sobie zadać nieco trudu, i zamiast do Starbucksa, wejść do Cafe Lente na tyłach Nowego Światu, zamiast do Costa - do Amatorskiej, zamiast do Coffe Heaven - przejść się przez bramę do tzw. pawilonów. Tam, owszem, można znaleźć i dzisiejszych Skamandrytów i wolnomyślicieli, i ludzi o wszelkiej maści wykształceniu. Ale to trzeba się jednak natrudzić a nie iść na łatwiznę i poczynić populistyczny tekst narzekający na dzisiejszy świat.

Wybaczcie tę odrobinę jadu, która wyziera z mojej polemiki, ale poczułam się urażona tym tekstem. Kolejna publikacja o tym, że ludzie nie mają sobie dzisiaj nic do zaoferowania, a my młodzi latamy z kawą w papierowych kubkach ściskając laptopa, który nam uzupełnia pustkę w naszych biednych, skomercjalizowanych głowach. Oczywiście świat dzisiaj pełen jest japiszonów oraz bananowych dzieci, ale nie uogólniajmy, "ludzie są różne", Panie Redaktorze. Gdyby wstąpił Pan do innych kawiarni, konkurujących z Bliklem na Nowym Świecie, otrzymałby Pan szerszy obraz dzisiejszej klienteli. Wchodząc do fast fooda nie oczekujmy wykwintnego menu.

Z jedna rzeczą w tekście się zgadzam i nawet wywołała ona moje rozbawienie: z uwagą na temat cen w Cafe Vincent. Redaktor Wicha nabył tam pieczywo i "zapłacił kwotę, za którą mógłby nabyć pół kawalerki w którejś z peryferyjnych dzielnic", a na koniec dodał "czekam, aż Vicnent wprowadzi ratalną sprzedaż rogalików". Szczerze mnie to ubawiło i sama równiez, pisząc o Vincencie, nadmieniałam, że croissanty to mają droższe niż w Paryżu.

Szkoda mi wielce, że tekst o takim potencjale (mozna było dowcipnie przedstawić obraz społeczeństwa na podstawie kawiarnianej klienteli) mimo przyjemnego stylu autora, tak jest płaski i cienki jak właśnie kawa z sieciówek, z którymi (słusznie) gardzi autor. Już widzę kiwających głową czytelników TP, komentujących " tak, tak, ta dzisiejsza młodzież, tylko pieniądze i pieniądze, nie spotkasz już inteligiencji...".

Tekst "9 kaw" możecie przeczytać na stronach internetowych Tygodnika Powszechnego, bo numer zeszłotygodniowy znika juz powoli z kiosków. Ale nie ma rady, musicie w związku z tym otworzyć laptopy...


* Wicha M., 9 kaw, "Tygodnik Powszechny" nr 3145, 18.10.2009, Kraków, str 46.

dodajdo.com

12 komentarze:

Spotkałam w Vincencie damski odpowiednik tego pana Redaktora. Wpadłam tam własnie na croissanta.
Pani, o której mowa, bardzo długo wybierała pieczywo, kręciła nosem, grymasiła, brała po pół bochenka, różnego rodzaju, pytając ile kosztuje i czemu tak drogo. Zagaiła przy okazji do mnie (kolejka duża, ruch ogromny, trzeba się komuś wyżalić),że kupuje tu stale ale, że jest BARDZO DROGO. "Ale za to wszystko wyśmienite" - odpowiedziałam, co jej nie usatysfakcjonowało i nie przestała jęczeć, że pewnie zapłaci majątek za te zakupy i ile ona tu wyda. Na koniec rozbawiła mnie do łez, a dziewczynę za ladą wpędziła w osłupienie, prosząc by z tacy identycznych przecież magdalenek, wybrac jej te... największe (sic!). Nie omieszkała zapytać, czemu są tak drogie i tak małe. I czy dużo tych porzeczek w środku. Cóż, jedni nie wiedzą gdzie, inni wiedzą, ale wciąż są i będą niezadowoleni.

Pozdrawiam bardzo!:)

Racja, strasznie żenująca historia.

Szkoda, ze TP wyzej sie ceni, niz np The Times, bo publikuje tylko czesc, a nie calosc artykulu, chetnie przeczytalabym.
Z jednym sie zgadzam - kubki papierowe powinny byc ostatecznoscia, ale ze wzgledu na to, ze nie sa eko, a nie dlatego, ze nie przystoja intelektualistom. Jesli pijemy w samej kafejce, kawa zawsze powinna byc w kubku, a jesli ktos czesto kupuje na wynos, to warto nosic ze soba termo-kubek.

Z termokubkami - racja. ja tez już się na to przerzuciłam. Dlatego też troche bronię sieciówek - dojeżdżam do pracy pociągiem i autobusem, przesiadam się w centrum i czasami po prostu marzne na przystanku. Wtedy kawa na wynos jest naprawdę przyjemna i pozwala zacząć dzień bez frustracji. I wcale nie czuje, że manifestuję "taka jestem ważna".

Magda,

A może po prostu powinniśmy zaprosić Pana redaktora na nasze "japiszonowe" spotkania :) Nie wszystko zło co pracuje w korporacji, że się tak wyrażę. A swoją drogą - nie myślałaś, żeby tą polemikę skierować wprost do TP?

Krakowiacy nie znają się na Warszawie, można wybaczyć, gdyby nie traktowali tego jako powód do dumy :)
btw, bardzo lubie Vincenta

@Jakub Dowgird: Oj,Kuba, ale z nami tam jeden yuppie się akurat spotyka. A przynajmniej yuppie aspirujący;)

@jakub.hp: Kuba, i Ty, Brutusie, przeciwko TP ;) Na linię Krakusy - Warszawka tobym nie wchodziła, bom sama ni z jednych ni z drugich a grunt to grząski. Ale fakt, że masz trochę racji...

@paulaso: dziękuję.

Magdaro:bardzo ciekawe obserwacje. Jedni udaja, ze sie znaja i odrobili prace domowa, drudzy udaja ze sie znaja i umieja parzyc kawe. Jedni biora kase za plyny kawopodobne, drudzy za produkty artykulowo-podobne. Pora umierac :-)

Bardzo fajnie napisana notatka :)
Miałam nic więcej nie pisać w komentarzu bo nie miałam nic do dodania ale któryś z przedmówców zaproponował wysłanie polemiki wprost do TP to jednak się złamałam, podoba mi sie ten pomysł bo ciekawe co by z tego wynikło :)

och, kusicie mnie, Misie, ale jeszcze się namyślę. A czas namysłu wykorzystam na poprawę literówek w tekście (z emocji mi pouciekały literki).
w końcu kilku redaktorów TP pisze blogi, to może wezmą nasz (dobrze mówię? nasz?) głos pod uwagę.

Świetnie napisane!
Ja zawsze się zastanawiam nad tym, dlaczego ludzie nieustannie narzekają i chcą, żeby dziś młodzież była taka jak dawniej, żeby chodzono w melonikach i pisano gęsim piórem, bo to, co współczesne jest absolutnie do kitu, a kiedyś, panie, to było lepiej.
Uwielbiam obserwować ludzi, jak się zmienili, jak się zmieniają i jak się będą zmieniać. Kiedyś marzliśmy na przystankach szczękając zębami, marząc o herbacie w szklance w metalowym koszyku. Dziś możemy popijać sobie na przystanku kawę z termicznego kubka i to jest super. Nawet jak trzymamy pod pachą laptopa i.. właśnie dzwoni nam komórka! ;)