Bananowa mañana

Kiedy jest gorąco nie mam ochoty na jedzenie. Przestawiam się na południowy tryb życia - rano kawa i coś lekkiego, w południe mała przekąska, a dopiero wieczorem, kiedy pogoda staje się "do życia", mam ochotę zjeść coś konkretnego. Z przyjemnością rozsiadam się na balkonie, wącham bazylię, i mogę tak siedzieć, prowadzić długie rozmowy, czytać, myśleć, planować etc. Kawa mile widziana.

Mrożona kawa z bananami
(2 porcje)

Składniki:
  • 1 dojrzały banan
  • 100 ml zimnej, mocnej kawy
  • 2 gałki lodów waniliowych
  • kilka kostek lodu
Wszystkie składniki dokładnie zmiksować, rozlać do wysokich szklanek. Napój wychodzi dość gęsty, można więc dodać mleka lub/i malibu. Świetnie komponuje się z tego rodzaju muzyką:

dodajdo.com

Beżowa, brązowa, dobra...

Jedyne, na co mam ochotę w takie wlokące się jak mucha w smole dni, to spanie. Ewentualnie gapienie się w tv. Dziś doszłam do wniosku, że chyba jestem meteopatką. Dzień w dzień boli mnie głowa, jest mi duszno, gorąco... Nie pamiętam, żebym już kiedyś tak źle znosiła lato. Ożywiam się dopiero wieczorem, i wprost nie mogę doczekać się burzy, która tak cudnie odświeża powietrze. Tylko te komary... U was też tak tną?

Ale wróćmy na chwilę do Krakowa. Nasz spacer zakończyliśmy w tym samym miejscu, w którym zaczęliśmy. Czyli na krakowskim rynku. Szliśmy sobie między kamienicą, a restauracyjnymi ogródkami, kiedy moją uwagę przyciągnął napis na ścianie:

Beżowa, brązowa, dobra
kawa, kremowa, piękna
Helena, biała, czarna
ciekawa, mała, kawa
2 x potarzam 2 x
kolor kawy

Intrygujące? Sami rozumiecie, że nie można było nie wstąpić, mimo że to była piąta kawa tego dnia.


W odnowionej,szarej kamienicy mieści się restauracja i coffee bar Szara. Restauracja chwali się rekomendacją Michelin (czyt. miszelę), ale po pizzy w La Stradzie nie byliśmy w stanie zjeść nawet miniprzystawki. Ale i część kawiarniana zasługuje na słówko uznania. Espresso, które tam dostałam, było zdecydowanie najlepsze spośród tych wszystkich, które wypiłam tego dnia. Naprawdę, choćbym bardzo się starała, nie mogę mu niczego zarzucić. Plus również za cenę - kto by pomyślał, że na krakowskim rynku można wypić kawę za 4,50? Polecam, tym bardziej, że wnętrze klimatyzowane (czyt. w taką pogodę można stamtąd nie wychodzić cały dzień!).

Szara
Kraków, Rynek Główny 6
www.szara.pl
dodajdo.com

Tup... Tup... Tupli!

Lubię ściany w kolorze cappuccino. Mam takie w jadalni i tak mi z nimi dobrze, że od jakiegoś czasu przymierzam się do przemalowania łazienki. Ten kolor świetnie komponuje się z ciemnym, egzotycznym drewnem - oczyma wyobraźni widzę takie na podłodze w łazience i już się nie mogę doczekać remontu. Być może dlatego tak dobrze poczułam się po przekroczeniu progu Tupli. Jest elegancko, bezpretensjonalnie. Można odpocząć od tych wszystkich koronek i konwencji odnowionego strychu, charakterystycznego dla większości krakowskich kawiarni. Miło, że jest takie miejsce w Krakowie. Gdybym miała taki lokal w swojej okolicy, na pewno byłabym częstym gościem.

Ogromny wybór win nie idzie w parze z ilością pozycji w karcie. Ale to nie zarzut. Wręcz przeciwnie. Karty przeładowane, z olbrzymią ilością dań wzbudzają we mnie podejrzliwość. Niemożliwe przecież, żeby wszystko było równie dobre i świeże... W Tupli, w karcie lunchowej, jest tylko 10 pozycji, ale wszystko brzmi bardzo smakowicie. A na obiad można zamówić między innymi melonowy chłodnik, który zdobył tytuł najlepszej zupy na tegorocznym międzynarodowym Festiwalu Zupy.

Przechodząc koło licznych kawiarni na trasie spaceru z Rynku na Kazimierz, z ciekawością zerkałam w filiżanki ludziom siedzącym w ogródkach. Wprawdzie większość z nich piła latte albo mrożone kawowe drinki, ale kilka razy zdarzyło mi się wypatrzyć espresso. W większości prezentowało się ono podobnie do tego podanego w Zakątku. I podobnie jak tam, było to Cafe Vergnano. W ogóle ciężko trafić do kawiarni, która serwuje coś innego niż Vergnano, Segafredo, Alfredo lub Lavazzę. Dla mnie to spory minus. Zwykle specjalna kawowa mieszanka jest o niebo lepsza niż ta ze znanym logo (żeby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do Filtrów, Baristy czy Monsoonu). I świadczy o tym, że twórca kawiarni ma jakąś wizję, a nie jest związany z daną marką tylko dlatego, że dostał "w promocji" młynek i ekspres, a kawę i tak sprzedaje tylko jako przerywnik dla piwa. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że często kawowe ideały rozmijają się w drodze z ekonomią. I że nie każdy ma wielki budżet na kawiarnię, a na sprzęcie wyleasingowanym od dystrybutora konkretnej marki kawy można sporo zaoszczędzić.

W Tupli też jest Vergnano. Na szczęście przyrządzone jak INEI przykazał. ;) Espresso (6zł) nie powala na kolana, ale jest przyzwoite, o odpowiedniej objętości, w ciepłej filiżance, ze szklaneczką wody. A jeśli wziąć pod uwagę, że to przecież restauracja, a nie kawiarnia - to jest naprawdę znakomicie. I jeszcze te wina... Szkoda, że trafiliśmy tam w ciągu upalnego dnia i to przed podróżą powrotną do Warszawy. Inaczej dopiero byśmy potestowali!

Nie Wawel, nie Kazimierz, nie Rynek, ani ten osławiony klimat. Jeśli kiedyś postanowię znów zajrzeć do Krakowa, to głównie z myślą o winie w Tupli i pizzy w La Stradzie...

Tupli
Kraków, ul. Kupa 6
www.tupli.pl

dodajdo.com

Cafe Zakątek, czyli jakiego espresso nie podawać

Trzy kroki od krakowskiego rynku, w bramie przy ulicy Grodzkiej 2, kryje się niewielka kawiarenka. Samo wejście nieciekawe - mam wrażenie, że Kraków dawno przestał być "miastem tysiąca kościołów", a stał się miastem tysiąca, za przeproszeniem, obszczanych, bram.

Taka smutna refleksja naszła mnie w ten upalny weekend, kiedy swoim zwyczajem zaczęłam zbaczać z głównych, turystycznych, szlaków. Niestety, Kraków nie wykorzystuje nawet połowy swojego potencjału. Podobnie zresztą jak wiele innych miast w Polsce, ale tutaj szczególnie rzuca się to w oczy, bo też żadne inne miasto nie ma tak wiele do zaoferowania turystom. A co za tym idzie, żadne nie jest w stanie tyle na nich zarobić. Niestety, poza licznymi punktami informacji turystycznej (dziękujemy za mapkę), ciężko dopatrzeć się innych udogodnień. O toi-toiach można tylko pomarzyć. Przydałoby się więcej koszy na śmieci. Kamienice w większości straszą obskurną elewacją. Hm... Wawel i dorożki to jednak trochę za mało, żeby mnie powalić na kolana.

Cafe Zakątek to jedna z kawiarenek, które polecaliście mi jako miejsce warte odwiedzenia. Zapowiadało się ciekawie. Duży plus za lokalizację - tak blisko rynku, a jednocześnie z dala od tłumów. Takie miejsca lubię. :) Wystrój typowo "krakowski", czyli kwiatki, koronki i mnóstwo staroci. Ale stoliki ładne, na każdym bukiecik żywych kwiatków, serwetka, gdzieniegdzie gazeta... Usiedliśmy na zewnątrz.

Zamówiliśmy espresso (5,50 zł). Dostaliśmy to, co widać na zdjęciu obok. Za duże, rozwodnione, bez cremy. Był do pierniczek na spodeczku, niestety dawno stracił dziewictwo. Siedzieliśmy racząc się tą kawą, i oglądając okolice. Armstrong śpiewał nam "What a wonderful world", ale nasze odczucia były odmienne. Brudne baldachimy nad stolikami, odpadający tynk z kamienicy, dziurawe "deski" na podłodze... Obrazu dopełniała toaleta zamykana na klucz (myślałam, że te czasy już minęły...) Tak, ten lokal zdecydowanie należy odwiedzać wieczorami, kiedy większość tych mankamentów ukrytych jest w mroku.



Cafe Zakątek
Kraków, ul. Grodzka 2,
www.cafezakatek.w.krakowie.pl
foto moje
dodajdo.com

Dlaczego warto pojechać do Krakowa

Krakowską La Stradę poleciła mi osoba, o której wiem trzy rzeczy - urodziła się w Krakowie, jest bardzo wymagająca w każdej dziedzinie, a kilka ostatnich lat spędziła we Włoszech. Jeśli więc taki ktoś mówi, że koniecznie muszę iść na pizzę do La Strady, to coś w tym musi być.

Terakota w kolorach ziemi na podłodze. Ściany skąpane w beżach i brązach. Na każdym stole oliwa, a za barem... Murowany piec do pizzy, opalany drewnem. We Włoszech byłaby to jedna z wielu, niczym niewyróżniających się trattorii. I choć może brzmi to dziwnie, dla krakowskiego lokalu to bardzo duży komplement.

Kelnerka, z niewymuszonym uśmiechem, przyjęła zamówienie, po czym po chwili przyniosła chrupiące, ziołowe grzanki, uprzedzając, że na pizzę będzie trzeba trochę poczekać. Czekaliśmy prawie 20 minut, ale było warto. Parzyła w palce, była chrupiąca, z przepysznym sosem pomidorowym, od spodu ubrudzona węglem drzewnym. Od czasu powrotu z Włoch marzyłam o takiej pizzy i wreszcie dostałam coś, co całkowicie zaspokoiło moje oczekiwania.

Nie tylko moje zresztą... Para przy sąsiednim stoliku jadła swoje dania w taki sposób, jakby to był ostatni obiad w ich życiu. Delektowali się każdym kęsem, a kobieta wręcz stwierdziła, że jej pasta jest genialna.

Z niepokojem czekałam na kawę, trzymając kciuki, żeby okazała się dobra, żeby nic nie zakłóciło tego pierwszego, dobrego wrażenia. Wbrew temu, co sądzą niektórzy, anonimowi czytelnicy, naprawdę nie chodzę do kawiarni po to, żeby wytykać błędy obsłudze, a potem źle o nich pisać na blogu. O wiele większą przyjemność sprawia mi picie dobrze zrobionej kawy w przyjemnej atmosferze. ;)

W La Stradzie serwują Lavazzę. A to, jakie espresso z niej robią, to najlepszy dowód na to, że nie jest to taka zła kawa, jak zwykło się o niej mówić. Królowa włoskich marketów? Może i tak, ale nie zapominajmy o tym, że jesteśmy w Polsce i w naszych marketach Lavazza to jedna z najlepszych marek.

Niestety, nie dałam rady zjeść deseru. Jest więc pretekst, żeby kiedyś tam wrócić i sprawdzić, czy tiramisu mają równie udane jak pizzę. Zwłaszcza, że ceny są bardzo przystępne. Za dwie pizze (których nie daliśmy rady zjeść, tak były duże), dwie lampki wina i dwie kawy zapłaciliśmy niecałe 60 zł.

La Strada
Kraków, ul. Stradomska 13
www.lastrada.pl
dodajdo.com

Taka kawa? Dobrze, że za darmo...

Facet jest na trzecim miejscu listy najbogatszych ludzi świata, jego majątek to ponad 50 miliardów dolarów! W związku z tym uważam, że zachował się zupełnie skandalicznie, podając nam paskudną kawę...

Ingvar Kamprad to założyciel Ikei, najbogatszy Europejczyk. Wczoraj wpadliśmy do niego na małe zakupy, a przy okazji na kawę. Przy wejściu wielkie plakaty, że teraz podają Lavazzę, ulubioną kawę Włochów i w ogóle jest super. Cóż... Nie było super.

Sama mieszanka niby była niezła, ekspres też (automat La Cimbali), ale wynik był po prostu żenujący. Kiedy próbowałam pić tę kawę, przypomniało mi się nasze poprzednie łóżko, kupione właśnie w Ikei. Wyglądało bardzo fajnie, przez jakiś czas było wszystko ok, aż tu nagle, którejś pięknej nocy po prostu się załamało! Wiem, wiem co sobie teraz wszyscy pomyśleliście, ale nie – wcale nie było żadnych szaleństw. Załamało się ot, tak, po prostu.


Po wczorajszej kawie z kolei ja się załamałam. Jedyny plus jest taki, że nie musieliśmy za nią płacić (mamy kartę Ikea Family, dzięki czemu kawę i herbatę mamy tam gratis, ale od wczoraj będzie to tylko herbata...).

dodajdo.com