Drogi Panie Vincent

Do Cafe Vincent trafiłam po raz pierwszy w zimny marcowy dzień, szary i pełen pluchy. Wszechobecny zapach pieczonego chleba, francuskich bułek i rogalików w połączeniu z Edith Piaf w tle zawładnęły mną. Było leniwe południe, na dole krzątała się obsługa (jedyny minus: poganiana bardzo niegrzecznie przez szefową), przy oknie siedziała piękna dziewczyna nad gazetą, a gościom na antresoli nigdzie się nie spieszyło. Cafe Vergnano smakowała bardzo dobrze w tej urokliwej atmosferze.

Dlatego postanowiłam zaciągnąć tam I.nną. Umówiłyśmy się po pracy, dzień był już znacznie cieplejszy i ukazała mi się druga twarz Cafe Vincent. Cóż, muszę powiedzieć, że wstydziłam się za Vincenta jak wstydzi się za znajomych, którzy wygadują głupoty w nowym towarzystwie. Dlaczego?
Po pierwsze otwarte drzwi przy Nowym Świecie to masakryczny hałas. Do tego wentylacja, która ledwie działała, mrożąc I.nną a mnie pozostawiając w ukropie oparów z pieca. Wszędzie było ciasno i głośno. W (za!) ciasnym pomieszczeniu nieopodal kasy i za kontuarem piekarze i obsługujące panie cisnęli się i krzątali i naprawdę, miałam wrażenie, że strasznie się męczą. Czułam się jakbym kupiła produkt-owoc pracy przymusowej. To nie było miłe. Byłam rozczarowana.
Być może to jest miejsce, które należy odwiedzać tylko w zimne dni i tylko w godzinach, kiedy większość z nas pracuje. Wtedy jest urokliwe i przyjemne.

Dużą wadą tej francuskiej kawiarnio-piekarnio-cukierni jest to, że poza kawą, która jest w przyzwoitych cenach (ale tylko podstawowe wersje, czyli espresso, macchiato, latte, cappuccino i americano), wszystkie wypieki i smakołyki są potwornie drogie. Zwykła bułeczka maślana kosztuje ok. 4 PLN jeśli pamiętam. Rogalik z migdałami - już 5,5 PLN. Nie byłam nigdy (jeszcze:) we Francji, ale śmiem przypuszczać, że we francuskich kawiarenkach tej klasy co Vincent na pewno jest taniej. Nie,żebym była skąpa. Po prostu płacenie 20 PLN za kawę z bułeczką w takiej atmosferze jaką zastałam tam za drugim razem, średnio mi odpowiada.
Aha, i jeszcze jedno: cafe latte dostałam w czymś, co przypominało kufel do piwa, a o jakichkolwiek warstwach nie było mowy! Ot, kubeł mleka (I.nna potwierdzi:). I to już przepełniło czarę. A szkoda, bo myślałam, że to będzie dobre miejsce na babskie ploteczki.
Żeby jednak nie kończyć złym słowem, to muszę przyznać, ze wypieki Vincenta są wyborne. Gdyby były odrobinę tańsze, życzyłabym takiej piekarni każdemu w pobliżu jego domu.

Cafe Vincent
Nowy Świat 64, Warszawa
czynne: 7:30 - 22:00.

dodajdo.com

17 komentarze:

Zapachy z zaplecza piekarni są w stanie wiele wynagrodzić, ale nie wszystko.;) A mogło być tak miło... Zawsze mi przykro jak widzę taki niewykorzystany potencjał.

I jeszcze coś, czym nie chciałam Ci psuć apetytu póki tam byłyśmy - niedomyta umywalka w łazience. Zawsze jak widzę zaniedbaną łazienkę, to zastanawiam się, jak wygląda zaplecze. ;)

otóż to. ogólnie mam wrażenie, że obsługa raczej nie kocha tego miejsca i wcale im sięnie dziwię - widac, w jakich warunkach pracuą i ta szefowa, pani jagoda czy jak jej tam, naprawde na nich krzyczała, żeby wyjhmując z pieca nie ściskali magdalenek.

A może magdalenki lubią jak się je ściska... Serdecznie z radości, że już są gotowe.
Smutne.

Uwielbiam Waszego bloga. Pachnie kawą ze wszystkich stron. A zapach kawy jest dla mnie najcudowniejszym zapachem na świecie. Kocham gdy w domu pachnie kawą i goście się schodzą. Bo to tak czuć wtedy, że chce się wchodzić dalej, do środka.

Pozdrawiam

Lisiczka_bez_kitki

Hm, niewykorzytany potencjał boli najbardziej.

"Aha, i jeszcze jedno: cafe latte dostałam w czymś, co przypominało kufel do piwa"

A co powiesz na to? Kiedy byłam teraz dolnośląsko u rodzicielki, poszliśmy ze znajomymi do restauracji (pożal się Boże restauracji, bo minusów znalazło się wiele nieprzystających restauracji).
Zamówiłam latte i dostałam ją w szklance z ikei, która wyglądała mniej więcej tak --->

http://www.ikea.com/pl/pl/catalog/products/80094014

No przepraszam, gdyby to była kawa mrożona, to jeszcze bym zrozumiała. W tym wypadku zrobiłam duże oczy. Bo do takiej szklanki to ja sobie w domu sok nalewam czy inszy koktajl...

@lisiczka_bez_kitki: co do Magdalenek - masz rację. jakie miałybyśmy smutne życie, gdyby nas nikt nie ściskał:) celowość tej uwagi mnie poraziła:)
a co do zapachu kawy - ja do tego stopnia jestem od niego uzalezniona, że na przykład aby nie pić kawy na pusty żołądek rano, zaparzam odrobinę w kafetierce i po prostu zostawiam na stoliku, żeby pachniało.l to naprawde budzi!

@zemfiroczka: ała! jak mnie ta szklanka zabolała! coś strasznego...

Gorzkie rozczarowanie może skutecznie zepsuć dobry humor i pozytywne nastawienie.. Ale czasem trzeba po prostu sprawdzić, no trzeba, gdy miejsce wygląda z boku na całkiem niezłe. Może masz rację, i chodzi właśnie o tą zimę?..

Cieszę się, że rozumiesz moje rozczarowanie ;)

ps. To odnośnie tego "ała!" ;)

A jakich warstw spodziewalas sie w zwyklej latte?

Ja uwielbiam Vincenta za ich wypieki właśnie. Wszystko jest pyszne. Byłem tam dziś wieczorem i jadłem cudowny quiche z marchewką i kozim serem (naprawdę pyszny) oraz genialną bagietkę wiejską. Kiedyś piłem tam też latte (faktycznie szklanka, a raczej właśnie kufel, to dramat!), które było wyborne - choć moim zdaniem to bardziej zasługa samej kawy, niż czegokolwiek innego. Niemniej niesmak pozostał...

Jaki niesmak? A otóż mieliśmy z koleżanką właśnie dziś bardzo nieprzyjemną przygodę. Najpierw pani z obsługi przepraszała nas 3 razy, że tak długo na podgrzanie quiche'y musimy czekać (o co zresztą w ogóle nie byliśmy obrażeni), a potem gdy się upomniałem o moją bagietkę, której mi nie dano od razu, to pani zaczęła w popłochu biegać, mówią, że nie pamięta czy ją nabijała (nabijał i zapłaciłem, co udowodniłem paragonem). Ostatecznie jednak moja koleżanka, przystępując do nalewania sobie herbaty, odkryła ogromny, różowo-czerwony odcisk szminki na swojej filiżance. Filiżankę wymieniła, ale prawdę mówiąc po czymś takim spodziewałbym się, że dostanie jeszcze bagietkę gratis z przeprosinami, bo już gorzej byłoby chyba tylko wtedy, jakby tę filiżankę wraz z poprzednią użytkowniczką dostała. Cały czas zastanawiam się, co o tym myśleć? Bo albo podano jej wcale nie umytą filiżankę, albo zmywarka w tym lokalu jest bardzo kiepska i prawie nie zmywa...

Niemniej po wypieki będę do nich wracać, bo lepszych nie znalazłem jeszcze.

@sykofanta: och noł! jestem w stanie wybaczyć wszystko: że zupa była za słona, że espresso przepalone, ale brudu za nic! Fuj.
Pieczywo rzeczywiście wysmienite, warto wracać, ale brudna filiżanka jest nie do przyjęcia.
Jak bywam z Vincencie i obserwuje, to wydaje mi się, że tam po prostu mają za ciasno. nie klienci, tylko pracownicy. Ta pani krzycząca na obsługe, żeby nie ściskali magdalenek, kucharze, których mi się robi szkoda jak patrzę na nich skłębionych na dusznym zapleczu. W takiej atmosferze nie dziwię się, że można coś przeoczyć, na przykład filiżankę.
Za kazdym razem, kiedy tam jestem w godzinach szczytu, mam takie nieprzyjemne odczucia w związku z tym ściskiem, który panuje na zapleczu.

Toż wybaczyliśmy obsługującej nas pani tę filiżankę... Bo faktycznie warunki zaplecza są tam raczej dramatyczne.

Niemniej lekki niesmak pozostaje...

Tak, to ja dostałam tę nieszczęsną filiżankę ze śladami bytności ust rozmiaru i koloru ust Ru Paul. I o ile wypieki mi smakowały a herbata dogodziła, to jednak czuję się nieco sprofanowana, jakby powiedział mój małżonek. Nawet za starych czasów w Bajce taki numer był nie do pomyślenia, choć wiele rzeczy moje oko tam widziało.

Bardzo, bardzo lubię.

No niestety ale croissanty z francuskimi nie mają NIC wspólnego. Kawa zimna! Nawet zrobiona po raz drugi w ramach reklamacji. W Paryżu takie miejsce nie utrzymało by się nawet miesiąc

Znam to miejsce od zaplecza:)Zakochałam się w nim od pierwszego zajrzenia. A, że właśnie do stolicy zawitałam i szukałam zajęcia....tadadddadaaa.spełnienie marzeń(a raczej wstęp do ich spełniania, bo "może się czegoś nauczę"). Permanentne ogłoszenia "poszukujemy pracowników" już mnie nie dziwią. Pięknie jest od 6.30 do ok 9 rano jak jeszcze nie ma tłumów i jest się gościem tego miejsca. Z drugiej strony, co już niejednokrotnie zostało zauważone, to istna masakra. Pani właścicielka to bardzo specyficzna osoba, chociaż rzeczywiście odwala/ją kawał ciężkiej roboty, bo czy dobrej to kwestia gustu. Mimo to,po dosyć niemiłym zakończeniu 2-tygodniowej współpracy, wracam. Po quiche, wiejską i chleb z figami. Po to warto:)