Stary Młynek. The Italian Is Not Enough.

Warszawski hotel uniwersytecki Hera jest jak złośliwa stara wiedźma, która pokazuje jęzor wymuskanemu Hyattowi po drugiej stronie Belwederskiej, a swój nieprzyzwoicie obdrapany tył - nobliwym Łazienkom Królewskim.

Z Hery w zeszłym roku wyeksmitowano obskurne gastronomiczne c-o-ś, by zrobić miejsce Staremu Młynkowi, latającej kawiarni, która przyleciała z Aleji Ujazdowskich. Osobiście mnie to ucieszyło, bo brakowało mi tam takiego miejsca, wystarczająco blisko od pracy, żeby wyjść na koniec dnia na pogaduchy z przyjaciółką i wystarczająco daleko, by stoliki nie były okupowane przez ludzi z pracy.
Trafiłam do Młynka we wtorkowe popołudnie. W środku panowała miła pustka. Na plus wygodne stoliki i wygodne krzesła - nie cierpię pić kawy na klubowych kanapach, wygięta w pałąk, uprawiająca wygibasy, by odstawić filiżankę na fikający stoliczek. Dla miłośników takiej gimnastyki są w rogu wygodne kanapy, ale jak będę chciała podotykać sobie czołem do kolan, to pójdę na jogę. W kawiarni chcę się wygodnie oprzeć o solidny stół, móc się pochylić w stronę rozmówcy i dyskretnie porozmawiać. I w Młynku to dostałam. Podoba mi się też bezpretensjonalne wnętrze i możliwość obserwacji ruchu na ulicy. Nie jest to kandydat do Elle Decoration, ale jest miło, przyjemnie i niezobowiązująco.

Na minus wymięte menu. Wszystko ma swoje granice. Ja wiem, że stary młynek i te klimaty, ale bez przesady. A w menu niespodziewanka! Nazwy dań z lekka bawią. Widać, że autor wiedział, że gdzieś dzwonią, ale nie wiedział, w którym kościele. A to było we włoskim. Trochę się czepiam, ale jak latte to może nie coffee tylko cafe? No i oczywiście nieszczęsna "americana". Ale gdzie tam, "americana" to za mało! "Coffee americana". Czad. Jeszcze bym wybaczyła, jakby to było w jakiejś restauracyjce, dajmy na to, w jakimś starym garze, starym chlebaku, ale w starym MŁYNKU? No chyba, że chodzi o młynek do pieprzu, to przepraszam. Ale jak do kawy, to należałoby jednak przyłożyć się do menu.

Niech nam jednak te minusy nie przesłonią plusów, że odwórcę cytat zacnego klasyka z lat 90. Polecam to miejsce, zwłaszcza po spacerku w Łazienkach czy Traktem Królewskim. Jeśli ktoś ma ochotę uciec od tłumu (i cen) z łazienkowych kawiarni, niech wpada do hotelu Hera. Bo w Starym Młynku było mi bardzo miło, pozwierzałyśmy się sobie do woli, a ja jedynie na wszelki wypadek, widząc tą "coffee americana" nie zaryzykowałam po prostu espresso (bo ignorancja w zakresie nazw budziła wątpliwości, że z parzeniem kawy może być podobnie) i poprzestałam na latte. "Coffee latte":).

Cafe Stary Młynek
Warszawa, ul. Belwederska 26/30
(Hotel Hera)
godz. niepodane
www.starymlynek.pl


dodajdo.com

3 komentarze:

Pod "fikającymi stoliczkami" to ja się podpisuję. Bardzo tego nie lubię w kawiarniach, sama nie wiem, co jest bardziej irytujące - chybotliwe stoliki, czy pseudokrakowski wystrój, czyli graty zebrane z okolicznych śmietników, zestawione ze sobą bez ładu i składu i udające, że "tak ma być" ;)

Zawsze zabijają mnie fotele czy kanapy, które wyglądają na całkiem wygodne, a gdy na nich usiąść, to próbują człowieka od razu pochłonąć. W całości. I nijak z tego wstać, o sięgnięciu po filiżankę nie wspomnę.

Ja tylko od siebie dodam, ze wymiętolone - pewnie od 2010 nie zmieniane - Menu w żaden sposób nie zachęca do dotykania "tego", a obsługa w postaci niemiłego do oporu gościa, który jest jakby żywcem wyjęty pod względem kultury osobistej z lat 70-80, kiedy to sprzedawca czy kelner był Panem sytuacji. Osobiście nigdy nie polecę tego miejsca. Chamstwo sie szerzy...