Fret-a-porter, czyli biała dama na starówce

Spacerowałam sobie ostatnio po starówce i - pewnie pod wpływem obłoków na niebie - pomyślałam o bezach. Takich beżowych, kruchych z zewnątrz, o lekko ciągnącym się środku. Bezy z truskawkami. Z lodami waniliowymi. Z adwokatem. W towarzystwie kawy. Tak dawno już nie jadłam bez, że zupełnie zapomniałam o ich istnieniu. I jak mi się przypomniało, że to taki fajny deser na letnie popołudnie, to poczułam, że nie mogę tego odkładać na później. Ruszyłam więc w poszukiwaniu kawiarni, w której dałoby się coś takiego zamówić.

Nie wiem, czy ja mam takiego pecha, czy złą trasę obrałam... Tak, jak w kawiarniach sieciowych królują suche, przyciężkie muffiny, tak na starówce wszyscy kochają sernik. Wszędzie jest "pyszny", "tradycyjny", względnie "najlepszy", sąsiadujący w karcie z szarlotką, najczęściej na ciepło, z cynamonem i/lub lodami, rzadziej z najzwyklejszą kruszonką. Poza tym lody, czasem jakieś naleśniki z owocami (ale to już szczyt deserowej ekstrawagancji). O bezach można tylko pomarzyć. I tak się zastanawiam - czy sernik i szarlotka to rzeczywiście ciastka najchętniej zamawiane w kawiarni? Gdybym miała wskazać moje ulubione domowe ciasta, to sernik mojej mamy byłby na pierwszym miejscu. Szarlotka (koniecznie na kruchym spodzie) też byłaby na podium, prawdopodobnie obok ciasta drożdżowego z rodzynkami, po którym się wylizuje miskę palcami. To są smaki dzieciństwa, i zapach drożdży kojarzy mi się z mamą, która dawała mi rodzynki "do przebrania" i z niecierpliwym zaglądaniem przez szybkę piekarnika - czy to "już"? A jak nie, to "ile jeszcze?". Dlatego nigdy nie zamawiam w kawiarni sernika, szarlotki ani ciasta drożdżowego. Nie ma takiej opcji, żebym nie była rozczarowana. I wcale nie dlatego, że nie mogłam osobiście przebierać rodzynek. ;)

Szukałam więc tej bezy zawzięcie i już byłam bliska wstąpienia do Fukiera, bo mają tam fantastyczną "zupę nic z chmurkami", na szczęście przypomniało mi się, że mamy kryzys. A Fukier to zdecydowanie nie jest lokal na czas kryzysu. ;) Poszłam więc dalej, aż trafiłam na ul. Freta. A tam Fret@porter. Nazwa wpadła mi w oko już jakiś czas temu, ale póki co nie było okazji sprawdzić, co się za tym kryje.

fot. www.fretaporter.pl

Pierwsze wrażenie pozytywne. Uśmiechnięta kelnerka w bluzce jak z reklamy Viziru. W spotach to się nazywa "bielszy odcień bieli" ;) W każdym razie widać, że czysto. Potem rzut oka w kartę - no i proszę, oczywiście jest sernik i szarotka, i lody w truskawkowym musie też... Ale oprócz tego Biała Dama (15 zł), czyli bezy z lodami waniliowymi. Poproszę. I jeszcze espresso (6zł).

Najpierw dostałam kawę z wodą, chwilę później deser. Tak wielki, że mimo fazy na bezę, nie byłam w stanie zjeść całej porcji. Beza niestety nie była z tych z ciągnącym się środkiem - ale taka biała, krucha w środku, i tak zaspokoiła moje oczekiwania. Espresso w tej sytuacji zeszło na dalszy plan. Wydawało mi się trochę zbyt kwaskowate, ale trudno mi ocenić, czy taki miało smak, czy to moje wrażenie po tych słodkościach. Zresztą, czego można się spodziewać po niemieckiej kawie, która udaje włoską? W Fret@porter serwują Piacetto (jedna z marek Tchibo Coffee Service) - zgodnie z nazwą, niczego wielkiego się po niej spodziewać nie należy. ;) I rzeczywiście. Jako chwilowe zaspokojenie apetytu na bezy Fret@porter sprawdziło się bardzo dobrze. Ale żeby się tam specjalnie wybrać na kawę? Chyba nie. Choć muszę przyznać, że filiżanki mają śliczne.

Fret@porter
ul. Freta 37,
Rynek Nowego Miasta, Warszawa
www.fretaporter.pl
dodajdo.com

4 komentarze:

Lubię czytać Wasze kawiarniane reportaże :) Zapadają w pamięć jak nic. Fret@Porter znam jeszcze z dawnych czasów, bo wieki tam nie byłam. Pamiętam, że kiedyś dobrze karmili. Podoba mi się określenie "niemieckiej kawy, która udaje włoską" - to mi przypomina sytuację, w której idziesz kupić meble. W salonie z włoskimi mówią - niemiecka jakość, a w niemieckim - to włoski design.
Ja mam jakąś słabość do C. Vergnano.
Miłego dnia:)

a mówiłem
najlepszy tort bezowy
w Bulaju w Sopocie
bez-a-pe-la-cyj-nie!
:::
a teraz z innej beczki
z ostatniej wizyty w Szczecinie
przywiozłem sobie paczkę kawy
powiedzmy, że świeżo palonej
palarnia Korona, założona w 1912 roku!
kawie to nie pomogło
słabo palona, bagnista jakby
raczej kwaśna

zadzwonię do nich, popytam
co i jak, ciekawi mnie
:::
pozdrawiam

Niah niah ^^ które z dzieci powstrzymałoby się o podglądania mamy w kuchni, piekącej ciacho? :)

Lisko, w Vergnano można się zaopatrzyć na allegro. Zresztą do Antich Cafe daleko nie masz. ;)
Dzięki za miłe słowo :)

Brzucho, na razie do Sopotu sie nie wybieram... Trochę za daleko, żeby się tak po prostu wybrać na bezy ;)

Granda, zwłaszcza jak się jest przekonanym, że bez naszego udziału to to ciacho nie byłoby takie dobre ;)