Espresso w Garze

Wieczór w filharmonii, a potem kolacja przy świecach? Byłabym zachwycona, gdyby mnie ktoś zaprosił na taką randkę. Po pierwsze dlatego, że "klasyka" na żywo nabiera zupełnie innego wymiaru. Po drugie - znaczyłoby to, że ktoś się postarał, że spotkanie zostało wcześniej zaplanowane. Wbrew pozorom ludzie jeszcze chodzą na takie koncerty i bilety trzeba rezerwować ze sporym wyprzedzeniem.




A gdzie ta kolacja? Naprzeciwko filharmonii jest Gar. Mam wrażenie, że nazwa nie jest adekwatna do tego, co możemy zastać w środku. Mnie hasło "gar" kojarzy się z bałkańskim rozgardiaszem, pikantną kuchnią i tłokiem. W garze robi się bigos albo gulasz. Jednak żadnego z tych dań w karcie restauracji nie znajdziecie. Być może nazwa miała zaklinać rzeczywistość i sprawić, że to miejsce zacznie kiedyś tętnić życiem. Niestety, ilekroć tamtędy przechodzę, jest sporo pustych stolików.

W menu są dania kuchni polskiej z francuskimi akcentami. Bardzo dobre i bardzo drogie. O ile jeszcze przystawki (np. tatar z pomidora, carpaccio z szynki iberyjskiej) czy sałaty (genialna mozzarella di bufala obłożona na bogato rukolą) nie wzbudzają cenowego szoku (ok 30 zł), to dania główne są zdecydowanie za drogie. Wyobraźcie sobie, że taki antrykot wołowy podany z masłem truflowym i czosnkowymi ziemniakami gratin kosztuje 89 zł. Pierś kaczki pieczona z kremem porzeczkowym - 68 zł.

Odetchnąć można dopiero przy deserze. Crème brulée z cointreau kosztuje 19 zł i jest fantastyczny. Jeśli kiedyś wyjdzie mi taki w domu, to nie omieszkam się tym pochwalić ;) No i espresso. Na czwórkę z dużym plusem. Byłaby piątka, gdyby nie to, że kawa była dla mnie nieco zbyt kwaśna, ale to kwestia osobistych preferencji, a nie jakości czy sposobu przygotowania.

Na koniec duży plus za obsługę. Kiedy upadł mi widelec, dostałam nowy zanim jeszcze zdążyłam tamten podnieść z podłogi. Co prawda jak jest tak pusto, to łatwo mieć wszystko na oku, ale kelnerzy są przy tym dyskretni i nienachalni. No i to wnętrze... Równie wysmakowane jak menu. Szaro, złoto, nastrojowo. Idealne miejsce na kolację we dwoje.  

Gar
Warszawa, ul. Jasna 10
dodajdo.com

8 komentarze:

Zainspirowałaś mnie. Ale nie mogę nic więcej napisać... Póki co. :)

Ale potem się pochwalisz? ;)

miałam różne skojarzenia zanim zaczęła czytać, jednym z nich było to, że ten Gar to bar mleczny, a tu patrzaj, zupełnie coś innego ;)

Idealne miejsce na kolacje we dwoje tyle ze dla klasy wyzszej ;)
Albo wyzszej sredniej przynajmniej ;)
Albo takiej bardzo silnej sredniej z aspiracjami do wyzszej :)

Faktycznie z ta nazwa cos jest, bo jak cos tam slyszalam kiedys niedokladnie o tej restauracji to mi sie kojarzylo ze ma byc swojsko i (stosunkowo oczywiscie) tanio :)
To pewnie jakis zabieg wymyslny tyle ze ja go nie rozumiem :)

Sądzę, że mój Mąż tu nie zajrzy (nie ma tego w zwyczaju)... Wymyśliłam prezent na Boże Narodzenie dla Niego związany z pewną nobliwą instytucją w pobliżu "Gara"... A sam Gar może potem nas ugości...
Dam znać po 7.1.2010. ;)

Aga, w stosunku do barów mlecznych to przeciwny biegun - bardzo drogo i bardzo ładnie ;)

M., no faktycznie drogo, ale czasem warto zaszaleć. Myślę, że założenia co do tego miejsca były inne. Też słyszałam, że ma być swojsko, mają być dania "z gara" i że ma wrzeć jak w garze (czyt. tętnić życiem). Wcale tak nie jest - co więcej, wkrótce będzie zmiana wystroju (na "lżejszy") i kuchni (będzie włoszczyzna).

Tilo, w takim razie trzymam kciuki za miły wieczór.:)

chyba popelnilysmy blad nie idac do Gara. Zrezygnowalasymy po przeczytaniu notatki o jednogarnkowcach, wrzeniu itd. Teraz zaluje, bo wyglada na to, ze menu bylo idealnie skomponowane z koncertem :-) A na wiesc o zmianie profilu na wloszyczne moge jedynie jeknac. Chyba trzeba bedzie kanapki ze soba do filharmonii zabierac.

Pomysl na randke bardzo zachecajacy. Gar jednak kojarzy mi sie bardziej z francuskim dworcem a wiec kulinarnie raczej z francusczyzna niz z wloszczyzna;)

Be