Się je ryby w Gdańsku

Przy trasie Warszawa-Gdańsk, w okolicach Nidzicy, zwraca uwagę szyld "Się je ryby we Frąknowie". Mogłabym powtórzyć to hasło z niewielką zmianą - się je ryby w Gdańsku. Pobiłam ostatnio swój własny rekord, jedząc przez trzy dni z rzędu ryby na śniadanie, obiad i kolację.

Gdzie? Najpierw U Chiefa - Gdańsk-Brzeźno, adres chyba od Hallera, na wysokości zejścia na plażę nr 50. Doszłam jakiś czas temu do wniosku, że ze wszystkich ryb najbardziej na świecie lubię smażoną flądrę, więc pierwszego dnia nad morzem nie mogłam zamówić nic innego. I dobrze, bo była znakomita. Zajrzyjcie do "szefa", jeśli będziecie w okolicy, warto.

Tawerna Dominikańska (ul. Targ Rybny 9). Trafiliśmy tam nieprzypadkowo. Podobno ten lokal wystąpił w  "Kuchennych rewolucjach" Magdy Gessler i nasi gdańscy znajomi, z którymi byliśmy umówieni na obiad, chcieli przekonać się na własne oczy, jak tam teraz jest. Zgadnijcie, co zamówiłam? Oczywiście, flądrę z patelni. Flądra jak flądra, ciekawszy od samej ryby był sposób jej podania. Dosłownie, na patelni. Zdarza mi się czasem w domu wyjadać coś prosto z garnka, czy patelni, ale w restauracji? Programu nie widziałam, ale pachnie mi to Magdą Gessler na kilometr.
Oprócz flądry zamówiliśmy jeszcze dorsza, łososia, sałatę z kurczakiem - nikt nie narzekał, obsługa była miła, ceny niewygórowane, jedyny zarzut, to toalety - dwie na tak duży lokal to trochę mało... Pod obiema były kolejki przez pół wieczoru.

Rybki na śniadanie i kolację kupowaliśmy w sklepie Rybka (w Brzeźnie, obok Biedronki), podobno kultowym w Trójmieście.  W sobotę przed południem stałam chyba z pół godziny w kolejce, zanim w końcu kupiłam to, po co przyszłam. Oprócz ryb mają tam wszelkiego rodzaju "przetwory" - ryby puszkowane, w galarecie, krokiety, pulpety, sałatki, pasty itd. Wyrób własny, do spożycia w ciągu 24 godzin. Tatar z łososia, pasta z makreli, śledzie w sosie tatarskim... Wszystko było tak dobre, że na samo wspomnienie robię się głodna.

Wrażeń kawowych nie mam zbyt wiele. Wybaczcie - zauroczona morzem o tej porze roku, wolałam się włóczyć po plaży niż po mieście. Przy okazji spaceru po Starówce, wstąpiliśmy do Indygo (Piwna 16), ale doppio było przepalone, a czapa piany na cappuccino wyglądała, jakby ją ktoś zrobił z płynu do mycia naczyń. Nie polecam więc, choć miejsce sprawia przyjemne wrażenie, i gdyby kawa była choć trochę lepsza, to miło by było zapaść się w jednym z tych wielkich foteli obitych pluszem w kolorze indygo i patrzeć przez okno na padający śnieg.

O wiele lepiej wypadło Segafredo nad Motławą (Targ Rybny 11, między Basztą a Żurawiem). Nie wiem jak smakuje tam klasyka gatunku, czyli espresso czy cappuccino, ale mezzo mezzo (kawa pół na pół z czekoladą) i czekolada z rumem były bardzo dobre. I jeszcze coś - na jednej ze ścian wisi tablica z nazwami miast z całego świata. Prosta dekoracja, ale jaka inspirująca. Od razu zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie byliśmy, dokąd chcielibyśmy pojechać i dlaczego.
dodajdo.com

Gdańsk

Flądry, makrele i śledzie. No i łosoś, oczywiście bałtycki. Wrzaskliwe mewy. Łabędzie jedzące wczorajszy chleb z ręki. Gaudi, szalejący na plaży. Uszy rozwiane, jęzor wyciągnięty do pasa - pełnia szczęścia. Apartament z widokiem na morze (ach!). Morze, każdego dnia inne - raz spokojne, jakby to było letnie, leniwe popołudnie, następnego dnia granatowe, z falami sięgającymi kilka metrów wzwyż. Puste plaże. Poczucie przestrzeni, ograniczonej jedynie przez horyzont. Zapach wolności w powietrzu... Gdańsk zimą jest fantastyczny. Nie jestem z tym miastem w żaden sposób związana, a jednak mam wrażenie, że jest trochę "moje".

dodajdo.com

Na kawę do Corner Cafe

Jakiś czas temu przyszedł do mnie taki mail:
Witaj! Ta wiadomość trafiła do Ciebie, gdyż osoba która Cię zna, postanowiła sprawić Ci przyjemność i ufundowała Tobie Ekskluzywne Zaproszenie na Kawę.
Korzystając z serwisu Na-Kawe.pl Twój Znajomy wysłał Ci Zaproszenie do kawiarni, której wybór pozostawił Tobie.


Potem trzeba było wybrać kawiarnię z listy podanej na stronie i wydrukować kupon uprawniający do odbioru kawy.

Wybrałam, wydrukowałam, schowałam w portfelu i... zapomniałam o jego istnieniu. Na szczęście wpadł mi w oko na chwilę przed upływem terminu ważności i rzutem na taśmę zdążyłam do Corner Cafe na cappuccino od teamu na-kawe.pl

Powtórzę jeszcze raz, żeby nikomu nie umknęło, bo warto zapamiętać - Corner Cafe, na Wilczej. Bardzo tam ładnie i przestronnie, estetyka taka, jak lubię. Może trochę brakuje temu wnętrzu charakteru, ale to tylko taka luźna uwaga, której nie należy zbytnio brać do serca, bo to samo można by powiedzieć o moim mieszkaniu... Tak chyba jest z nowymi miejscami, że trzeba je "oswajać" swoją obecnością przez dłuższy czas, a pół roku to przecież tyle co nic.

Ale do rzeczy... Moje capu - rewelacyjne, naprawdę polecam z czystym sumieniem najbardziej wybrednym kawoszom. Dobre są też czekoladowe ciastka i jabłecznik, który smakował mi gruszkami, i kawa piernikowa, na łyk której również się załapałam.

Co do samego przedsięwzięcia na-kawe.pl - trzymam kciuki jak zawsze, kiedy w grę wchodzi promocja kawowego stylu życia.  Twórcy tego przedsięwzięcia przekonują, że to propozycja uniwersalna - dla ludzi, którzy traktują zaproszenie na kawę, jako propozycję spokojnej i miłej rozmowy, okazję do spotkania, formę podziękowania, miły gest, sposób na pierwszą randkę, wdzięczność biznesową itd.
Ciekawa jestem, co Wy sądzicie na ten temat? Tak się zastanawiam... czy nie prościej po prostu wysłać maila z propozycją spotkania?

Corner Cafe
ul. Wilcza 50/52, Warszawa
www.cornercafe.pl
dodajdo.com

Gdzie na kawę w Trójmieście?

Gdańsk mnie woła, morze na mnie czeka... Byle do piątku!
Walizka już prawie spakowana, co - biorąc pod uwagę, że zawsze wszystko robię na ostatnią chwilę - jest niezłym osiągnięciem. I teraz zastanawiam się, gdzie szukać w Trójmieście dobrej kawy? Najlepiej w ładnym miejscu i z przyjazną atmosferą, niekoniecznie z widokiem na morze. Jeśli są takie knajpki, o których myślicie, że warto zajrzeć, dajcie znać. Będę wdzięczna.
dodajdo.com

Zwiastun dokumentu "Blogersi"

Dzisiaj temat luźno związany z Kawowym, ale może część z Was zainteresuje. W południe w sieci pojawił się zwiastun filmu dokumentalnego "Blogersi" - możecie go zobaczyć pod tym linkiem oraz poniżej.

Na Blog Forum Gdańsk Jarek Rybus, pomysłodawca i autor filmu, pokazywał nam niezmontowane jeszcze fragmenty. Bohaterami są znani blogerzy, no, może dzisiaj już mniej blogerzy a bardziej one-man-company (Kominek, Mediafun, AK74), a dyskusja toczy się wokół wyeksploatowanego już tematu blogerzy vs dziennikarze. Ale i tak cieszę się, że taki materiał powstaje. Przede wszystkim dlatego, że mimo wszystko u osób nie czytających blogów pokutuje przekonanie, że to "internetowe pamiętniki", a blogerzy to "niespełnieni dziennikarze". A jednostkom jeszcze bardziej nieświadomym potencjału internetu film może pokazać, że głos tzw. szarego obywatela, jeśli go odpowiednio "zmotywować", może mieć w internecie taką sama siłę jak głos dziennikarza (co bardzo irytuje np. red. Żakowskiego).
Mówiłam to już w audycji u Barbary Marcinik, ale powtórzę swoje zdanie tutaj. Internet odebrał mediom tradycyjnym monopol na przedstawianie świata i zdemokratyzował media w ogóle. Dzisiaj każdy z nas, jeśli ma taką potrzebę, może być, że sie tak fachowo wyrażę, nadawcą w komunikacji masowej - np. my z I.nną chciałyśmy mieć miejsce na dyskusje o kulturze picia kawy, więc zamiast czekać, aż któraś telewizja/gazeta/rozgłośnia radiowa zrobi łaskawie materiał na ten temat, założyłyśmy Kawowego. Co wcale nie znaczy, że czujemy się niespełnionymi dziennikarkami czy że w ogóle mamy takie ambicje (bo nie mamy). Blogi znalazły sobie miejsce w niszy i jako całość (bo nie odpowiadam za ambicje poszczególnych blogerów) absolutnie nie konkurują z mediami tradycyjnymi, ale za to świetnie je uzupełniają. Takie jest moje zdanie.
A co Wy myślicie na ten temat? Czego szukacie dzisiaj w mediach tradycyjnych a czego na blogach? Jakie są zalety jednych i drugich? Podyskutujemy?


dodajdo.com

Gadżet miesiąca: french press BRAZIL od Bodum

Odkąd mam własną kuchnię (no dobra, jej część należy jeszcze do banku), zostałam gadżeciarą. Ostatnio poszukiwałam dobrego french pressu, który przy okazji cieszyłby oko i pasował do kuchni. Musiał zatem być dobrej jakości i pomarańczowy!

Lubię monochromatyczne wnętrza i detale w energetyzujących kolorach. W kuchni kręci mnie pomarańczowy - drobiazgi w tym kolorze są dobrymi towarzyszami poranków. Ucieszyłam się więc, że Bodum w swojej serii french pressów BRAZIL ma ten kolor. Kupiłam sobie wersję "kieszonkową", na trzy filiżanki. I oto moje wrażenia:

1. Moim zdaniem kawa na pewno lepsza niż z ekspresu przelewowego. Nie wiem co jest z tymi przelewowymi, ale ja zawsze wyczuwam tam jakiś specyficzny posmak i nie smakuje mi ten rodzaj kawy. Może to kwestia modeli, z których kawę testowałam, a może rzeczywiście proces przygotowywania kawy w ekspresach przelewowych zawsze nadaje im ten charakterystyczny smak. Nie mówię, że zły. Mówię, że mi nie odpowiada. Za to kawa z french pressu - jak najbardziej. Smaczna, aromatyczna i bez fusów.
2. Do french pressu nie możemy wsypać zwykłej mielonej - mam na myśli kupionej, zapaczkowanej mielonej kawy. W większości przypadków taka kawa jest bardzo drobno zmielona i french press może się przytkać, co skutkuje często tym, że zostaniemy opryskani wrzątkiem. Polecam kupienie kawy grubo zmielonej albo po prostu zmielenie kawy przed zaparzeniem w młynku, który możemy sobie odpowiednio skalibrować (ja mam na przykład 30-letni drewniany ręczny młynek po rodzicach i daje radę). Jeśli kupujecie kawę na wagę, to zawsze można poprosić o grubo zmieloną.
3. Przygotowanie: wsypujemy porcję kawy, zalewamy wrzątkiem, mieszamy lekko łyżką, żeby zatopić fusy, a następnie zakładamy pokrywkę z tłokiem podciągniętym do góry. Po ok. 4 minutach powoli (!) naciskamy tłok, aż poczujemy opór. I gotowe.
4. Ważne: producent sugeruje, że urządzenie o pojemności 0.35l wystarczy na 3 filizanki. W rzeczywistości napar z napełnionego french pressu wystarcza na 3 napełnione w 2/3 zwykłe filżanki. Na szczęście nauczyłam się tego wcześniej na przykładzie moki, więc byłam na to przygotowana (poza tym potrzebowąłam french pressu dla dwojga), ale warto o tym wspomnieć.
5. Brazil się świetnie myje. Łatwo go zdemontować: szklany dzbanuszek wyjmujemy z uchwytu, sitko rozkręcamy i wszystko opłukujemy lub wrzucamy do zmywarki. Prościzna.
6. No i na koniec: czyż nie jest ładniutki? Pod tym linkiem możecie obejrzeć wszystkie kolory z serii Brazil. Większość z nich można kupić u Pawła na Wloskieespresso.pl, gdzie ja kupiłam swój egzemplarz. Widzę dzisiaj, że Brazil nie są tam wystawione, ale myślę, że wystarczy mail do Pawła i po kilku dniach ten miły gadżet będzie cieszył podniebienie i oko.

A o french pressie pomyślałam również dzięki - moim zdaniem genialnej! - czołówce serialu Dexter, od którego aktualnie nie mogę się oderwać. Zresztą, sami ją zobaczcie.
Smacznego!
Magdaro


dodajdo.com

Kawowy mikrokosmos. Audrey Heller.

Czy jest choć jedna osoba, która przynajmniej raz w życiu nie siedziała nad brzegiem jeziora, machając stopami nad taflą wody? Mnie nawet czasem śni się, że siedzę beztrosko na pomoście  i jest to zdecydowanie jeden z moich ulubionych snów, bo nic się w nim nie dzieje - po prostu jest dobrze. A potem, w dobrym towarzystwie, rozpalam ognisko i robi się troszkę gorąco. Ognisko na pomoście, drewnianym pomoście... Dobrze, że to tylko sen. Szkoda, że zawsze kończy się w najciekawszym momencie.

O czym myśli Audrey Heller, fotografując świat w skali makro? Czy śni jej się, że siedzi nad brzegiem cappuccino? Albo nurkuje w talerzu mleka? Któż to może wiedzieć. Trzeba jednak przyznać, że wyobraźnię ma imponującą. Zresztą zobaczcie sami. Kawowa "seria" poniżej, natomiast więcej zdjęć znajdziecie na www.audreyheller.com

 
  
 
dodajdo.com