Cava z Rubikiem

Złapał nas ostatnio deszcz na Nowym Świecie. Byliśmy z Piotrkiem akurat po obiedzie, więc uznaliśmy, że wynik tych dwóch okoliczności może być tylko jeden: filiżanka espresso.
W zasięgu wzroku, poza sieciówkami, była "Cava". Jakoś nigdy dotychczas tam nie zaglądałam, bo oboje nie przepadamy za lansiarskimi miejscami (notabene, chyba sobie kupię koszulkę z napisem: Nie byłam w Starbucksie:), ale deszcz był intensywny i właściwie nie mieliśmy alternatywy. Przysiedliśmy więc na zewnątrz pod daszkiem i obserwowaliśmy, jak ludzie mokną albo uciekają przed deszczem.


Z tego zbiegu okoliczności byłam potem bardzo zadowolona. W menu Cavy znajdują się bowiem rozmaite rodzaje kawy. Można zamówić kawę z Kenii z lekko owocowym aromatem, jest Danesi, czyli ręcznie zbierana specjalna odmiana Arabiki, Kona z Hawajów no i oczywiście Blue Mountain. Poza tym - fantastycznie ogromne desery - szarlotka zajmowała cały talerz, była ciepła i aromatyczna, a poza nią - moje ukochane desery, czyli bezy. Odpłynęłam.

Nie skosztowałam kawy z Kony, pomyślałam, że na 25 ml espresso za ponad 20 PLN muszę poczekać do jakiejś specjalnej okazji, ale zwykła serwowana tam kawa jest przyzwoita. Może trochę kwaśna, ale nie aż tak, żeby mi to przeszkadzało. Zamówiłam podwójne espresso, żeby się dokładnie rozsmakować. I chociaż rzeczywiście obok siedziała zlansowana do granic możliwości para, której rozmowy nawet nie przytoczę, a w drzwiach minęliśmy się z Rubikiem i jego ciężarną żoną, to jednak wrócę tam na pewno i polecam jako przystanek podczas spaceru Traktem Królewskim.

CAVA
ul. Nowy Świat 30
Warszawa
www.cava.pl
dodajdo.com

12 komentarze:

No popatrz, lansowałam się na studiach i nawet o tym nie wiedziałam... A może wtedy to miejsce jeszcze nie było trendy? ;)

Swoją drogą, dawno mnie w Cavie nie było, miło słyszeć, że nadal mają dobrą kawę.

Różnie bywa z tą jakością kawy w Cavie --- bo różnie bywa z maszynami i ich obsługą...
Tak czy owak, jest to dość fajne i unikalne miejsce :-)

Hej, fajny blog:). Niedlugo jade w odwiedziny do W-wy (moje rodzinne miasto, nawiasem mowiac;) tylko juz od dawna w nim nie mieszkam), wiec chetnie poczytam sobie o kawiarniach i innych miejscach godnych odwiedzenia:).
Pozdrawiam.

Wypadałoby mi w końcu zrobić rajdzik ;) po tych opisanych ;)

No tak, odkąd prowadzę z I.nną Kawowego już nie mam prblemu gdzie umawiać się na spotkania. W sumie, chyba wąłśnie tak zrodził się pomył na kawowego - miałam zawsze problem, gdzie iść na dobrą kawę.
Mam nadzieję, że traficie w któreś z polecanych tu miejsc:)

A tak przy okazji kawy w papierowym kubku - piłyście Drogie Panie może tę z Etiopii w Maraku?

http://www.marak.pl/index.php

Oooo, jeśli nawet Rubikowi nie udało Ci się zniesmaczyć tego miejsca, to rzeczywiście jest ono całkiem ok ;P

Mnie Cava nie porywa właśnie ze względu na ten lans unoszący się w całej kawiarni. A kawa, jaką tam piłam, nigdy nie wzbiła się na poziom powyżej przeciętnego. Co do Starbucksa, to też jeszcze, celowo i z rozmysłem nie byłam (mogę nosić koszulkę:)!), wybiorę się tam, dopiero, jak chociaż część z tłumów bananowych dzieci w najkach dunkach i reszta wylansionej braci, gapiów, ciekawskich etc. przeniesie się w inne miejsce.

Świetny blog, często zaglądam, zerkam, gdzie warto iść na kawę :)

Ja w Maraku to byłam może ze dwa razy w życiu i zawsze jakoś tak wyszło, że tylko na zupie. ;)Oczko, a Ty próbowałaś? Dobra?

No właśnie nie, bo ja też tylko na zupie ;)) Stąd ciekawość ;)

A ja - zwolenniczka tzw. kawy białej byłam w "Cavie" zawiedziona. Jakoś w Poznaniu nikt z tym określeniem nie ma problemu. Zamawiam kawę białą dostaje białą - czyli z odpowiednią ilością spienionego mleka. w "Cavie" pani kelnerka dłuższy czas próbowała się dowiedzieć czy chodzi mi o americanę, latte czy może macchiato. Koniec końców to co dostałam było o wiele zbyt rozwodnione i o wiele za słodkie. A szkoda - bo punkt obserwacyjny jest tam wyjątkowo dobry:)
Pozdrawiam.
P.

Paulaso, to bolączka nas, ludzi spoza Warszawy. Sama jestem z Południa i tez zdarzało mi sie w niektórych sytuacjach widzieć niezrozumienie w oczach rozmówcy. Poznań ma cały bogaty słownik swoich słów i określeń, będąc tam dwa razy w obserwowałam to z radościa, bo uwielbiam takie lokalne smaczki.
Warszawa to tygiel, więc kompetencja językowa jest mocno okrojona do, nie nazwę go literackiego, ale powiedzmy podstawowego polskiego.
pozdrawiam:)