Cup of Coffee

Dziś jeszcze trochę nostalgicznie - ale jak za chwilę buchnie wiosna, to nie będzie wypadało się dołować taką muzyką...

Garbage, Cup of Coffee:

dodajdo.com

Zdrowa historia

Dostałyśmy pierwszą serwetkę w ramach historii kawowych. JG przysłała nam swoją może nie tyle historię, co z manifest? przesłanie? W mailu napisała:

Staram się ograniczyć picie kawy bardzo usilnie, nic z tego. Wmawiam więc sobie, że kawa zdrowa, na tłuszcz, na celulit, na cerę i na myślenie z rana. I tost z Nuttelą - też zdrowy, bo kakao, magnez itp. Mniam mniam aka nom nom (jak mówią Brytole).


O zdrowotnych właściwościach kawy napiszemy Wam już niedługo, ale już dzisiaj podkreślamy: kawa w zdrowych ilościach nie szkodzi i jeśli pijemy 2-3 filiżanki dziennie, nie trzeba jej ograniczać.
Tymczasem czekamy na kolejne historie kawowe. Miłego weekendu!
dodajdo.com

Lato w tytule

... to wystarczający powód, by o tej porze roku sięgnąć po książkę. A jeśli do tego jej akcja toczy się w kawiarni nad brzegiem oceanu, to staje się niemal pozycją obowiązkową.

"Babie lato" Philipa Bessona to nie jest romans, którego akcja zaczyna się w kawiarni, by potem przenieść się gdzieś indziej. Wprawdzie to książka o spotkaniu dwojga ludzi, co więcej - ludzi, którzy kiedyś się kochali, ale na tym podobieństwa do romansu z oceanem w tle się kończą. Dlaczego? Dlatego, że nikt na nich nie czeka Mają niepewne spojrzenia ludzi samotnych - pisze Besson. Krótki oddech ludzi wyczerpanych. Powolne gesty nędzarzy. Schronili się w nierzeczywistej kawiarni na skraju kontynentu  i przesuwają ziarenka swego życia tak, jak modlący się przesuwają kościstymi palcami paciorki różańca. Dotarli do jakiegoś krańca, jednak nie są w stanie dostrzec, co takiego mogłoby się dla nich rozpocząć.


Cała ta opowieść snuje się tak, jak tytułowa nić babiego lata, występuje w niej tylko czworo bohaterów, a jeden z nich pojawia się chyba tylko po to, żeby powiedzieć, że kawiarnie są jak latarnie morskie i nigdy nie powinny być zamknięte. Ta książka to w zasadzie sztuka, utwór (bardzo) dramatyczny, jednoaktowy. Z racji tego, że prawie nic w niej się nie dzieje, bohaterowie są do bólu zwyczajni, a problemy standardowe, na początku wydawała mi się nudna. Wciągnęłam się dopiero w połowie i to głównie dlatego, że zaintrygował mnie sposób, jakim została napisana. 

Zwięzły styl, przeciwstawiony chwilom trwającym kilka stron. Krótkie, dynamiczne zdania, jak energiczne pociągnięcia pędzlem, przemieszane z soczystymi opisami krajobrazów. Kiedy Besson pisze, że znad oceanu podnosi się lekki wietrzyk, to robi to w taki sposób, że jego powiew niemal czuć na ramionach, i słychać skrzypienie bujanych foteli, które ten podmuch porusza. Tak jak wtedy, gdy jest mowa o wydmach, po których przebiega drżenie. Zdarzało mi się czytać niektóre zdania kilka razy, tak były smakowite, mimo że zwykle opisy krajobrazów traktuję dość pobieżnie. I choć książka jest dziwna, i na pewno nie każdemu będzie się podobała, to jedno jest pewne - mało kto potrafi rozkoszować się chwilą tak, jak Besson.
dodajdo.com

Kawa Mazowiecka

4. marca 120 osób będzie biło rekord Guinessa w parzeniu kawy na czas. Nawet mnie ta wiadomość rozemocjonowała na początku. Ale potem przeczytałam, że to w Rawie Mazowieckiej. Pomyślałam sobie, o rany, ale fajnie mają ci mieszkańcy Rawy. Potem jednak doczytałam, że to nie mieszkańcy Rawy będą parzyć kawę, tylko pracownicy firmy Tchibo. No cóż, pani w szkole zawsze mówiła, żeby czytac teksty ze zrozumieniem i do końca.
Fajna akcja promocyjna Tchibo trochę straci na tym, że do parzenia kawy w 20. wystawionych do tego ekspresach dopuszczą tylko swoich pracowników. No i sam fakt robienia espresso na czas jakoś mi sie kłóci z kulturą tego napoju. Ale przeciez w Guinessie nie chodzi o celebrację, tylko o dobrą zabawę.
Mieszkańcy Rawy Mazowieckiej będa mieli z tego tyle, że pod hotelem, w którym będzie bity rekord, będzie można zażyć sporą dawkę espresso (na miejscu organizatorów zadbałabym o jakąś opiekę lekarską).

Bardziej finezyjne byłoby, gdyby organizatorom udało sie namówić władze samorządowe do zmiany nazwy miasta na Kawa Mazowiecka, no to by było coś! W USA był taki przypadek, że serwis internetowy Half.com namówił miasteczko Halfway na to, by na jakiś czas zmieniło nazwę. No ale do tego trzeba mieć marketingowców i władze samorządowe na nieco innym poziomie. Jeśli interesuje Was historia World's First Dot Com City, case możecie znaleźć m. in. tutaj.

My do Rawy się nie wybieramy, ale postanowiłysmy zastanowić się nad tym, jaki kawowy rekord mogłybyśmy pobić wspólnie z Wami. Może rekord w mieleniu kawy na czas ręcznym młynkiem? I każdy przyszedłby ze swoim (tylko Mico by nie mógł rozwalać kawy dookoła siebie przy mieleniu).
Jakieś pomysły?
dodajdo.com

Redaktor drobno zmielona

Dostajemy z I.nną na skrzynki przeróżne maile, najczesciej pytacie, jaki ekspres kupić. Ale ostatnio trafiło do nas coć rozbrajającego. Pani redaktor z jednej dużej gazety ogólnopolskiej napisała lakonicznego maila w trybie rozkazującym, że oto przygotowuje przewodnik po warszawskich kawiarniach i domaga się od nas czem prędzej przesłania menu wraz z cennikiem.

Cóż, odpisałyśmy, że co prawda bardzo byśmy chciały móc przesłać jej menu, ale niestety nie prowadzimy żadnej kawiarni ani restauracji, a jedynie wirtualnego i zupełnie niejadalnego bloga.

Ale w sumie mogliby napisać, że Kawowy jest bezcenny i czynny 24 h.
dodajdo.com

Posłuchaj pan, panie podróżny...

Nie wiem, może po prostu to dlatego, że nie zabrał mnie tam żaden kochanek czuły, żaden Jan kancelista, nikt mi po prostu nie zmącił umysłu. Nie było to też latem, tylko wśród topniejącego śniegu przebiegłam przez Próżną i wpadłam do Cafe Próżna na spotkanie z dawno nie widzianą znajomą.
Nie wiem, czego się spodziewałam. Ale raczej czegoś innego. Zwłaszcza, że Cafe Próżna uchodzi za miejsce, gdzie należy rezerwować stolik. Zanim jednak przejdę do totalnie już subiektywnych odczuć, garść faktów.
Na miejscu podają Cellini, co nie wszędzie się zdarza, więc to już zawsze plus na wejściu. Okazuje się jednak, że można spaprać nawet dobrą kawę i podać wodniste espresso. A na stronie piszą, że Jeremi, właściciel, przywiązuję wagę, żeby było jak należy, żeby nie było kwaśno, crema żeby była et cetera. No nic, może po prostu trafiłam na nowego baristę lub na gorszy dzień. In plus jest na pewno to, że można się napić Koźlaka, którego uwielbiam, oraz kilku rodzajów pszenicznych piw. Ciesze się, że jest w Warszawie coraz więcej miejsc, gdzie można zamówić cos więcej niż żywca czy tyskie z pianą na dwa palce. No ale przecież kawowy nie jest od tego, żeby polecac, gdzie się piwa napić, prawda?
Coś mi w Cafe Próżna nie grało. Mam czasami wrażenie, że niektórzy właściciele kawiarni myślą, że wystarczy postawić parę nieupranych sof i niewygodne krzesła, a najlepiej jeszcze nie dogrzac lokalu, a wtedy wygięci w pałąk klienci poczują "prawdziwą" atmosferę, cokolwiek by to miało oznaczać. Na szczęście na tym blogu nie muszę być obiektywna, więc nie muszę też jakoś szczególnie doszukiwać się przyczyny złego samopoczucia w Cafe Próżna. Na mój gust coś jest nie tak z aranżacją przestrzeni, nie czułam się tam swobodnie.
Dlatego jeśli pytacie, czy warto tam wpaść na dobrą kawę, odpowiadam: można próbować, choć z miejsca mogę wymienić kilka innych kawiarni w pobliżu, gdzie na pewno się nie zawiedziecie. Czy warto się tam umówić na spotkanie ze znajomymi? Nie, bo nie można dyskretnie porozmawiać. Czy można się tam wybrać na randkę? Można, jeśli zarezerwujecie jedyne dyskretne miejsce: na dole przy WC.
Jedyne co warto, to iść tam latem, jeśli wystawiają ogródek na zewnątrz. Stare warszawskie kamienice, zrujnowane podwórka, robią niezłe wrażenie. Jeśli ktoś lubi takie klimaty, bo ja tak.
Są takie kawiarnie, po wizycie w których smak espresso zostaje na języku długo po wyjściu. Cafe Próżna nie zostawia takich wspomnień, za to po przejściu się Próżną napadła mnie piosenka Osieckiej "Oczy tej małej". [Którą uwielbiam - dawno, dawno temu śpiewałam ją jednemu Jankowi kanceliście z gatunku utracjuszy. Na szczęście skończyło się nieco bardziej szczęśliwie.]
Dlatego na deser "Oczy tej małej" (brzmi jak z menu rodziny Adamsów;). Nie przepadam za Magdą Umer, ale moim zdaniem ta piosenka jest najlepsza w wykonaniu kobiety, więc wklejam Umerową. Chociaż jej anemiczny głos sprawia, że czuję się jak owinięta w jakiś kokon z waty, to trzeba jej jednak przyznać, że ma świetne wyczucie tekstu. Wobec tego, reszta to kwestia gustu.



Cafe Próżna
Warszawa, ul. Próżna 12
godz.: 10:00 - 23:00
www.cafeprozna.pl
dodajdo.com

To nie kubek. To sztuka.

Jednorazowe kawowe kubki mogłyby być symbolem XXI. Niezależnie od stosunku  do  nich w ogóle, trzeba przyznać, że w pewnych sytuacjach możliwość wzięcia kawy na wynos bywa zbawienna. Dla mnie - miłośniczki filiżanek i celebrowania chwili - taki kubek to ostateczność, ale jak już mam pić z papieru, to miło by było, żeby wyglądał estetycznie.

Cheeming Boey ma 32 lata, urodził się w Malezji, mieszka w Kalifornii i bywa nazywany Warholem naszych czasów. Któregoś dnia, idąc ulicą, poczuł potrzebę narysowania czegoś absolutnie koniecznie w tej chwili. Sięgnął po to, co leżało na wierzchu kosza na śmieci. Tak się złożyło, że był to styropianowy kubek po kawie. Jak widać na tym jednym się nie skończyło, a wszyscy Ci, którzy mówili, że nigdy tego nie sprzeda, pewnie palą się teraz ze wstydu, bo kubki Boey'a trafiły do galerii sztuki i można je kupić za 120-240 dolarów (ok. 350-700zł).

 

  

  

Więcej kubków możecie zobaczyć na www.iamboey.com
dodajdo.com

Czy Costa przejmie Coffee Heaven?

Dawno temu, we Włoszech, w miasteczku nieopodal Parmy, żyła rodzina Costa. Rodzina, jakich wiele w każdym kraju, ani bardzo biedna, ani bogata. Od swoich sąsiadów różnili się jednak tym, że bardzo chcieli coś w swoim życiu zmienić. Dlatego dwaj bracia, Sergio i Bruno, wyjechali do Anglii. Na miejscu okazało się, że owszem, Anglia niebrzydkim krajem jest, ale lokalnej kuchni z tym, co serwowała la Mamma nie da się porównać, a kawa... No właśnie, kawa to była porażka. W związki z tym bracia postanowili wrócić do Włoch. Pojechali do Mediolanu, żeby tam, w najlepszych palarniach, studiować kawologię. Prawie dziesięć lat później (1971 r.) wybrali się do Anglii jeszcze raz. Za wszystkie oszczędności kupili trzypoziomowy budynek w centrum Londynu. Trzy piętra były dobrym pomysłem - zielone ziarna kawy składowano na najwyższym piętrze, na środkowym je wypalano, a na parterze zajmowano się pakowaniem i wysyłką kawy.

Na początku bracia Costa zajmowali się paleniem kawy i handlem hurtowym, zaopatrując restauracje i sklepy. Nie wiadomo, czy ich produkty były tak wysokiej jakości, czy też tylko takie się wydawały w porównaniu z tym, co Anglicy pili do tej pory. Faktem jednak jest, że rodzinny biznes zaczął się bardzo dynamicznie rozwijać. Sklepik z kawą, otworzony na początku jedynie po to, żeby żony braci miały czym się zajmować, okazał się tak dużym sukcesem, że wkrótce Sergio i Bruno otworzyli kolejne. Bary te były prowadzone przez rodzinę i przyjaciół familii Costa.

W ciągu 17 lat bracia otworzyli ponad 40 kawiarni. Taki układ trwał do połowy lat 90, kiedy to na scenę wkroczyła grupa Whitbread.  Widząc, jak wielką popularnością cieszą się sieci barów kawowych w USA, postanowiła wprowadzić podobne w Wielkiej Brytanii. Dostrzegli potencjał, kryjący się w kawowej branży i postanowili działać. Złożyli braciom Costa propozycję nie do odrzucenia - 45 ml funtów! Chyba mieli nosa do interesów, bo wkrótce sieć Costa Coffee zaczęła się rozwijać w błyskawicznym tempie. Pierwszy bar kawowy Costa Coffee na rynku międzynarodowym został otwarty w Dubaju w roku 1999 a obecnie jest ich ok. 1000 w Anglii i drugie tyle w 22 krajach na całym świecie, także w Polsce.

Dlaczego o tym piszę? Otóż mamy do czynienia z ciekawą sytuacją. Mimo kryzysu Costa ma się świetnie, a Whitbread prowadzi również sieć hoteli i pubów. Brytyjskie media donoszą, że spółka prowadzi zaawansowane rozmowy w sprawie przejęcia Coffee Heaven. Lider naszego rynku wprawdzie notowany jest na londyńskiej giełdzie, działa w Czechach, na Węgrzech, Łotwie i w Bułgarii, ale w ciągu pierwszego półrocza 2009 r. ponieśli 554 tys. funtów (prawie 3 mln zł) straty (głównie na rynku czeskim). Transakcję przejęcia Coffee Heaven przez Costa Coffee wycenia się na 32 miliony funtów. To tylko trochę mniej, niż Whitbread zapłacił za Costa Coffee.

Trudno powiedzieć, jaką decyzję podejmą właściciele Coffee Heaven, i czy to, że ich strona jest w przebudowie oznacza, że sprawa została "klepnieta". - Dlaczego miałbym sprzedawać coś, co się rozwija i dobrze prosperuje? - ucina pytania Richard Worthington, prezes i jeden z głównych udziałowców. Wbrew pozorom to wcale nie jest takie oczywiste. Można sprzedać jedną firmę po to, żeby stworzyć kolejną. W biznesie nie ma miejsca na sentymenty, trudno zresztą być emocjonalnie związanym ze stoma kawiarniami ;) Myślę, że gdyby Coffee Heaven było moje, to zdecydowałabym się na sprzedaż właśnie po to, żeby móc znowu poczuć urok NOWEGO. A co Wy byście zrobili?
dodajdo.com

Alicja w krainie kawy

Pozbawiona zdolności manualnych, zawsze zazdrościłam ludziom, którzy potrafili na kartce papieru wyczarować inny świat. Teraz też często jest tak, że nie potrafię swoich pomysłów zmaterializować. Wiem CO bym chciała, nie wiem JAK to zrobić. Grzegorz Ptak, jak widać, wie co i jak. Spodobały mi się jego obrazy, klimatem przypominające nieco Alicję w Krainie Czarów. I bardzo się cieszę, że motyw kawy pojawia się na tak wielu z nich.  Dzięki temu jest pretekst, żeby Wam to pokazać:





Więcej na www.ptak.art.pl

dodajdo.com

Latająca kawiarnia "Kawowy" oraz innne marzenia

W "Wysokich Obcasach" natknęłam się ciekawy artykuł "Knajpki dla wtajemniczonych". Polecam Wam w wolnej chwili lekturę tegoż inspirującego tekstu. Mniej więcej po przeczytaniu leadu pomyślałam sobie, że taka Latająca Kawiarnia "Kawowy" to byłby niezły pomysł (a jeśli jeszcze do tego I.nna serwowałaby tam pączki, to uwierzcie, nie chcielibyście wyjść!).

A jak puściłam wodze fantazji, przyszło mi do głowy, że gdybyśmy tak wydały ucztę wspólnie z Liską i paroma innymi boginiami i bogami świata blogów kulinarnych, mogłyby z tego wyjść istne bachanalia!

Kwestię Latającej Kawiarni "Kawowy" rozważymy jak tylko stopnieją śniegi - opcja wspólnego z Wami pikniku chodzi nam po głowie od roku. Tymczasem jednak snujemy się smętnie z kąta w kąt i patrzymy, jak się zachowuje kot Pilot - w końcu - jak mówią w jednym dowcipie - kota, panie, nie oszukasz. Pilot na razie dba o linię i to chyba jedyna oznaka, że wiosna jednak kiedyś przyjdzie i będzie można zaprezentować się bez zbędnego futra (a, przy okazji, gdyby ktoś chciał odchudzić kota to I.nna wie jak - Pilot wygląda teraz z dwa kocie lata młodziej, a jeszcze nie tak dawno przypominał posła Łyżwińskiego...).

Na koniec optymistyczna pieśń Starego Dobrego Małżeństwa. Miłego weekendu!
dodajdo.com

Może po studencku, ale za to z klasą!

Może demotywatory.pl nie zawsze są w dobrym guście, może i zdjęcie niezbyt estetyczne, ale przecież większość tu obecnych była kiedyś (a pewnie niektórzy jeszcze są) studentami i na pewno każdy ma przynajmniej jedną historię o tym, jak próbował zrobić coś z niczego.

Dlatego dzisiaj, w Tłusty Czwartek, chociażby po to, żeby spalić więcej kalorii, warto się pośmiać z pomysłowych studentów, którzy - chociaż biedni i bez kuchenki - wiedzą, że pewnych granic przekroczyć nie można....


PS: Za podesłanie demota dziękuję Kryfce, a wszystkim kobietom w ten Tłusty Czwartek dedykuję jeszcze jeden powód do uśmiechu.
dodajdo.com

Historie kawowe

W związku z pozytywnymi emocjami, które wzbudził poprzedni post, mamy dla Was propozycję. Zachęcamy mianowicie do przysyłania na nasze adresy mailowe (znajdziecie w zakładce o autorkach) fotek z Waszymi serwetkami i papierowymi kubkami. Zdjęciom mogą towarzyszyć historie.

Nie ma ograniczeń czasowych. Jeśli za pół roku w pracy na jakimś nudnym spotkaniu zrobicie ze swojego styropianowego kubka po kawie statek kosmiczny, cyknijcie fotę komórką i podeślijcie. A jeśli na randkę w kawiarni nie przyjdzie Wasza Walentynka, macie szansę wyznać jej, co myślicie na serwetce - my, niczym rubryka samotnych serc, przyjmiemy taka serwetkę z rozkoszą.

Najciekawsze prace opublikujemy oczywiście na Kawowym (brzmi jak konkurs plastyczny w podstawówce, c'nie?;).

Wierzymy w Waszą kreatywność i twórcze umiejętności:)

dodajdo.com

Krótkie historie z serwetką w tle


Przypuszczam, że pod taką serwetką mógłby się podpisać każdy Czytelnik Kawowego, ale tę na zdjęciu stworzył Christoph Niemann, amerykański ilustrator. Wiem o nim właściwie tylko tyle, że współpracuje z kilkoma pismami (The New Yorker, Atlantic Monthly, The New York Times Magazine, American Illustration), a po 11 września 2001 przeprowadził się z Nowego Jorku do Berlina. Nie ulega  również wątpliwości, że lubi kawę. Link do serii kawowych serwetek podesłała Magda-nie-ro (dzięki!) i z przyjemnością Was tam odsyłam. Przyznam, że bardzo mi się spodobały - większość z nich spokojnie mogłabym sobie oprawić i powieścić na ścianie.
dodajdo.com