Siga, Siga! Powrót autora marnotrawnego.

Pewnie nie wszyscy zwracają na to uwagę, ale z dwóch autorek tego bloga, to I.nna płodzi większość tekstów, które czytacie. Druga autorka, zajęta dotychczas przygotowaniami ślubnym i perturbacjami innego kalibru, powraca dzisiaj na Kawowego niczym córa marnotrawna.

Jako młoda żonka, ze swojej podróży poślubnej na jedna z greckich wysp przywiozłam oczywiście kilka wrażeń. Dzisiaj pierwsze z nich - kawa po grecku, a może raczej po kreteńsku.

Po pierwsze, kawa na Krecie jest droga. Fantastyczne espresso w Tazza d'Oro w Rzymie kosztuje 80 eurocentów. Zwyczajne espresso w tawernie na kreteńskiej wsi kosztuje 2,5 euro. A na pewno nie jest to kraj kawy (za to jest to kraj oliwy, sera i wina:). Kawę zamawiałam w kilku Tawernach, ale greek coffee spróbowałam w kultowej tawernie Amphora, w przepięknej, malowniczej Chanii.

Kawę po grecku przyrządza się jak kawę po turecku. Właściwie to jest to samo. I nic w tym dziwnego. Taka Kreta na przykład była najeżdżana przez Turków dziesiątki razy, okupowali wyspę kilkaset lat budując meczety i wycinając w pień miejscową ludność. W ogóle nowożytna historia Krety przypomina historię Polski, tylko jest bardziej krwawa - ale to opowieść na innego bloga;)

Wracając do kawy po grecku. Przyrządza się ją w specjalnym tygielku zwanym briki. Wlewamy do niego tyle filiżanek wody, ile chcemy przyrządzić. Następnie wsypujemy po łyżeczce kawy na filiżankę oraz tyle cukru, ile chcemy, mieszamy na średnim ogniu aż się rozpuści, a następnie doprowadzamy do wrzenia. Kiedy pojawi się kożuch, odstawiamy kawę na bok na minutę, a następnie rozlewamy do filiżanek. Wersja dłuższa mówi: po zagotowaniu zestawiamy na minutę, potem znowu doprowadzamy do wrzenia, zestawiamy, mieszamy, znowu stawiamy i doprowadzamy do wrzenia, następnie ściągamy pianę i wkładamy do każdej filiżanki, po czym kawę mieszamy i wlewamy do filiżanek.

Ufff. Trochę się trzeba narobić:) Jakby tego było mało, mamy cztery rodzaje kawy po grecku, w zależności od zawartości cukru. Jest więc sketos - mocna kawa bez cukru, metrios - średnio mocna z jedną łyżeczką, następnie słodka glykis lyb wręcz ulepek czyli veri glykis, aż po glykis vrastos - słodką, gotowaną więcej niż jeden raz.

Nie wiem, którą opcję wybrali w tawernie, w której zamówiłam kawę po grecku, ale jedno jest pewne: nie była mocna, nie była słodka, a fusy były drobne i twarde niczym piasek. Mimo, że na co dzień raczej nie będę się delektowała tego typu kawą, w tamtym klimacie tak przyrządzona, bardzo przypadła mi do gustu. Może również dlatego, że nie mając dostępu do internetu na dzikim południu pełnym groźnych Gór Białych i maleńkich wiosek nie mogłam poczytać o tego rodzaju kawie i dzięki temu nie byłam nastawiona na konkretne doznania. Na korzyść greek coffee przemawia również fakt, że stawia na nogi, co widać na poniższym zdjęciu, zrobionym tuż po wyjściu z kawiarni, z dedykacja dla czytelników Kawowego:)



Polecam przyrządzanie kawy po grecku w domowym zaciszu. Największym atutem tej kawy - poza tym, że stawia na nogi - jest sam rytuał jej przyrządzania. A popijając tak przygotowany napój, rozsiądźcie się wygodnie w fotelu i powtarzajcie sobie - jak Kreteńczycy - Siga, siga!*

Tawerna "Amphora"
Chania (Kreta)
Nabrzeże portu weneckiego
(bliższy adres nieznany, bo kto by takie rzeczy zapisywał na urlopie!)

* "Siga, siga!", czyli po grecku "powoli, powoli!" - popularne na Krecie powiedzenie, w którym zawiera się filozofia życia Kreteńczyków.
dodajdo.com

14 komentarze:

W takim razie... wszystkiego kawowego w Nowym Życiu Żony :)

ze zwyklej kawy (powiedzmy do espresso Illy) da sie cos takiego zrobic? No i tygielka nie mam :-(

Pewnie w domowych warunkach tygielek można zastąpić rondelkiem. A zapuszkowana illy drobno mielona jest, więc powinno być ok. Można jeszcze dodać przypraw, kardamonu na przykład... To tak bardziej po arabsku niż po grecku, ale też fajnie. Też bym się napiła. Najlepiej w scenerii greckiej wyspy. ;)
Oj, Magdaro, obudziłaś we mnie greckie wspomnienia... A pijane arbuzy jadłaś? Przepis jest taki - robimy dziurę w arbuzie, wbijamy w nią butelkę dnem do góry i zostawiamy na noc. A rano kroimy arbuza na pół, idziemy z nim na plażę, i wyjadamy środek łyżeczką ;)

Illy mam, rondelek tez. Tylko Grecji nie mam :-(

Może jakaś mała wizualizacja?
To się może przydać - http://grecja.info.pl/images/normal/grecja1.jpg
i koniecznie trzeba włączyć wiatrak - w ramach morskiej bryzy ;)

@Maya: No, widzę, że I.nna już odpowiedziała za mnie;)
Tak, rondelek może być, zresztą niektóre tygielki są z aluminium - przynajmniej takie widziałam. W przepisach podają, ze kawa powinna być grubo mielona,co mnie zdziwiło. Tak jak mówiłam, ta, którą mi zaserwowano, była bardzo, bardzo drobno zmielona, aż sie zdziwiłam. Myślę, że kluczem jest jednak długie preparowanie.
Polecam też podawać na zagrychę pomarańczę.
@I.nna: pijane arbuzy kosztowałam, ale akurat nie na Krecie. Tam się z tym nie spotkałam.
@Mistrzyni: dziękuję:)

no to gratuluje zamąż pójścia :)
kawa rzeczywiście wymga trochę wysiłku, ale może tak długo gotowana ma coś w sobie czego nie ma jej szybsza wersja...

gratulacje, szczęścia i co tam jeszcze się w takich sytuacjach gada... ;)

A co do kawy - nie wiem na ile to jest pomysł prawdziwy, ale ktoś mi kiedyś poradził, żebym w tygielku najpierw skarmelizował cukier, później dopiero wlał wodę i wsypał kawę, dalszy rytuał ten sam. Mi taka kawa z posmakiem karmelowym posmakowała chyba nawet bardziej niż tradycyjna po turecku/grecku czy chorwacku - bo ja tygielek mam z Chorwacji akurat.
A takie rytuały to w ogóle piękna rzecz.

@Mico: no prawdziwości tego pomysłu podważyć nie można. za to na pewno jest to pomysł dobry, skoro Ci smakuję. chętnie sama przetestuję ten sposób:)

lol - "pomysł prawdziwy" - chyba sobie ten piękny przykład słowotwórstwa gdzieś zapiszę.
Chodziło mi oczywiście o to,że słyszałem to jako oryginalny przepis turecko/grecko/chorwacko-cośtam, ale nie wiem czy to prawda.

Gratulacje zatem :) niech Wam wspólne życie małżeńskie płynie mlekiem i mio.. tfu, Kawą.

Rytuały parzenia, przygotowywania i podawania Kawy tylko wzmagają na nią apetyt. Pewnie właśnie dlatego tak miło potem wreszcie jej skosztować :)

Hej, właśnie odkryłam Wasz blog i oczywiście wpadłam od razu na opis kawy po turecku, którą ja poznałam na Bałkanach. Tam tygielek do jej przygotowania nazywa się dżezwą, a ziarna są zazwyczaj drobniutko mielone. Proces wygląda jednak tak samo i muszę przyznać, że nie jest aż tak problematyczny jak by się na pierwszy rzut oka wydawało - ja przyrządzam ją co rano, zestawiając z ognia 3 razy, a następnie delektuję się przez kwadrans :)

Pozdrawiam serdecznie

Aniu,w takim razie witamy na kawowym! :)