Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kawa w reklamie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kawa w reklamie. Pokaż wszystkie posty

Kawa z mlekiem. Albo mleko z kawą.

Capu z puszystą, mleczną pianą. Duży kubek latte na rozgrzewkę w chłodne dni. A może małe macchiato z plamką mleka? Kawa i mleko to duet, bez którego wielu ludzi nie wyobraża sobie poranka.

Są dwie szkoły łączenia kawy z mlekiem. Jedna mówi o tym, że do picia z mlekiem powinno się używać ciemno palonej, wyrazistej w smaku kawy, której smak będzie intensywny nawet po dodaniu sporej ilości mleka.Druga - że bardziej harmonijny smak uzyskamy robiąc mleczną kawę na bazie łagodnej mieszanki. Osobiście skłaniam się ku tej drugiej opcji.

Trzeba jednak pamiętać, że równie ważne jak kawa jest mleko. Od ilości mleka na półkach można dostać oczopląsu -  gorsze od wybierania mleka jest chyba tylko poszukiwanie masła w obcym sklepie (sprawdzanie za każdym razem ile jest masła w tym maśle, po które właśnie sięgam, bo nie mogę znaleźć ulubionego, doprowadza mnie do szału). Które mleko jest "najlepsze" każdy musi zdecydować sam, przypominam jednak, że najłatwiej spienia się to o większej zawartości tłuszczu (co najmniej 3.2%, np. Wsie Mleko i Hej mają 3,8%) i że pasteryzowane jest trochę lepsze niż UHT.

We Włoszech kawa z mlekiem i rogalik to śniadanie. A raczej mleko z kawą, bo przecież w cappuccino czy cafe latte kawa właściwie jest tylko dodatkiem do mleka. Takie śniadania w naszym klimacie nie zdają egzaminu, przynajmniej o tej porze roku. Jednak niezależnie od tego, w jakim kraju jesteśmy, jedno jest pewne. Dobra kawa + dobre mleko = dobre capu/latte. Zła kawa i/lub złe mleko psują cały efekt. Wtedy nie pomogą nawet rady baristów ;)

 
dodajdo.com

Ona, On i... kawa. Lavazza 2011.

Wybrzeże Capri o poranku. Toskański krajobraz w samo południe. Wysoki przypływ w wieczornej Wenecji. Balkon Romea i Julii w Weronie. Nocny ogród we Florencji. Historia miłosna w Neapolu. Sześć zdjęć, sześć historii, sześć intymnych momentów. Jeden wspólny mianownik - miłość. A może raczej próba odpowiedzi na pytanie, co to znaczy zakochać się we Włoszech? Bo właśnie Falling In Love In Italy to temat przewodni 19. edycji kalendarza Lavazza. Być może jest coś takiego w samym powietrzu, co rozpala w ludziach pasje? - zastanawiają się twórcy projektu Lavazza 2011. - Zakochałem się we Włoszech za sprawą specyfiki ludzi, tu jest taka swoista jakość życia, która sprawia, że Włochy są naprawdę wyjątkowe - mówi autor zdjęć, Mark Seliger. Trudno się z nim nie zgodzić.

- Nasz kalendarz na 2011 rok to hołd złożony uniwersalnemu uczuciu, będącemu ponad językami i kulturami – podkreśla Michele Mariani, dyrektor artystyczny projektu – uczuciu które w erze Facebooka i wirtualnych związków ciągle intryguje i wzywa, by je odkryć ponownie. I dlatego postanowiono, że  w sesji wezmą udział prawdziwe pary, które z uczuciem przedstawią "przerwę na kawę" we włoskim stylu, między innymi Olivia Wilde ("Trzynastka" z Dr. House'a) i jej włoski mąż, Tao Ruspoli (muzyk i reżyser).

- Nigdy nie spotkałam nikogo, kto nie zakochałby się we Włoszech po pobycie w tym kraju – mówi Olivia – czy to dzięki architekturze, czy to dzięki ludziom, czy dzięki jedzeniu, po prostu niemożliwe jest nie kochać tego kraju. Okazuje się również, że "Trzynastka" jest wybredna w kwestii kawy: - Na planie Dr. House’a poprosiłam o mały ekspres do kawy. Na początku wyśmiewano się ze mnie, ale mówiłam sobie "później mi podziękują!". I teraz każdy członek obsady zaczyna dzień od filiżanki mojego espresso.

Więcej na temat tegorocznego kalendarza Lavazza można poczytać m. in. na stronie Świata Obrazu. 
Zajrzyjcie również na  www.2011.lavazza.com
dodajdo.com

Dwa bażanty i "expresso"

W moim miasteczku na obrzeżach Warszawy przerobili ostatnio dwa stare garaże przy głównej ulicy. Teraz dumnie noszą nazwę "Karczma Dwa Bażanty", a w menu można znaleźć - oczywiście stali czytelnicy pewnie się już domyślają - expresso.

Nieprawidłowe wymawianie nazw zapożyczonych z innych języków jest u nas powszechne. W kwestii kawy obie z I.nną jesteśmy purystkami, ale litościwymi. Wybaczamy konsumentom (pamiętacie akcję z "kafe lejt z mlekiem";), za to nasza litość kończy się w przypadku profesjonalistów. O ile użycie błędnej nazwy przez jakiegoś przedsiębiorczego mieszkańca małego miasteczka mnie nawet rozczula, o tyle reklama nowego produktu Carte Noire "Expresso" już lekko jeży sierść.
Z zawodu jestem PRowcem, wiec doskonale jestem w stanie sobie wyobrazić tłumaczenie producenta. Otóż wspomniana kawa niewątpliwie "stanowi nową jakość na rynku kaw, nawiązując do tradycji espresso, odpowiada jednak na potrzeby człowieka nowoczesnego". Expresso to zapewne nazwa tej nowej jakości właśnie (zniewalającej, jak mówi claim), a nie jakiejś tam kawy o wiekowej tradycji. To wymyśliłam ja, Magdaro. Ale stawiam dolary przeciw orzechom, że o to chodzi.

Trwa właśnie duża kampania reklamowa "Expresso" (aż mnei boli jak to piszę) - to dzieki niej trafiłam na stronę producenta, na której jest napisane, czym "Expresso" przewyższa włoskie espresso. Polecam zajrzeć, mozna sie usmiać: zniewalajaceexpresso.pl.
Jakby się dłużej zastanowić, to paradoksalnie, nietrafiona nazwa nowego produktu Carte Noire jest zupełnie na swoim miejscu. Bo niby co "Expresso" ma mieć wspólnego z napojem przygotowanym w ten sposób i chronionym jako dobro narodowe?

Myślę, że w karczmie "Dwa Bażanty" już nigdy nie poprawią tego błędu w menu. Przecież teraz w telewizji, w sieci i na bilbordach będą nam tłukli do głów nowy marketingowy shit. Same błedy w wymowie potrafią być czasami rozczulające, poruszałyśmy już ten temat i tu i tam. Ale zakłamywanie rzeczywistości jest jakieś takie obciachowe, po prostu.
Cała akcja przypomina mi bowiem opowieśc koleżanki. Kaśka na jakimś przydrożnym straganie na warszawskich Szmulkach widziała buty, których producent nie mógł sie chyba zdecydowac, kogo podrobić, więc nazwał buty "Adinajki". "Expresso" Carte Noire to właśnie takie adinajki. Oczywiście można sobie tych produktów używać i być szczęśliwym, ale ja wstawiam "Expresso" na półkę z tymi radosnymi produktami.

dodajdo.com

Nescafe Dolce Gusto. Masz ochotę na kawę?

Na to pytanie zadane przez producentów ekspresu Nescafe Dolce Gusto odpowiadam: NIE. Absolutnie nie. Nescafe wprowadzając produkt na rynek zrobiło w mojej korporacji sampling, więc próbowałam wszystkich serwowanych przez to miłe dla oka urządzenie napojów i mogę śmiało powiedzieć, że jakością niewiele odbiegają one od tych serwowanych z automatów za złotówkę w plastikowych kubkach. Po prostu fuj. Nie mogłam dopić do końca żadnej z sześciu serwowanych "kaw".


Piszę o tym dzisiaj, bo akurat Nescafe Dolce Gusto ruszyło z kampanią świąteczną, która rzuciła mi się w oczy w sieci i naprawdę szkoda mi tych wszystkich, którzy się nabiorą i kupią to komuś pod choinkę. Dla kogoś, kto przywiązuje choć trochę uwagi do kawy, napoje z Nescafe Dolce Gusto będą nie do zniesienia. Natomiast wyobrażam sobie, że pijacze kawy rozpuszczalnej mogą być usatysfakcjonowani, chociaż osobiście znacznie lepsza od napojów z kapsułek NDG jest zwykła rozpuszczalna Nescafe Espresso czy Douwe Egberts (tą drugą dostałyśmy ostatnio do testowania i tym, którzy miłują rozpuszczalniki mogę polecić, jest bardzo mocna i aromatyczna).

Samo urządzenie wygląda przyjemnie, nowoczesny, elegancki design. Bardzo lubię też spot reklamowy, który emitowany jest od kilku miesięcy w telewizji. Ale na tym zalety tego produktu się kończą. Do wyboru mamy kapsułki do dziesięciu rodzajów "kawy": espresso, espresso intenso, cappuccino, cappuccino ice, latte macchiato, latte macchiato bez cukru, mocha, aroma (cokolwiek się za tym kryje), caffe lungo i chococino (pisownia oryginalna). Kapsułki kupuje się w paczkach po 16 szt. w cenie ok. 20 PLN za paczkę. Sam ekspres kosztuje, w zależności od koloru, od 499 PLN do 599 PLN.
W kapsułkach znajdziemy mieloną Arabicę i - uwaga! - mleko w proszku. Już samo to zniechęca mnie do picia tej kawy. Efekt tego połączenia jest taki, że "napój", zwłaszcza w wersji z mlekiem, jest rozwodniony, przepalony, kwaśny i zalatuje goryczą, pozostawiając w ustach nieprzyjemny smak. Nie uwzięłam się, naprawdę to smakuje jak kawa z automatu na Centralnym.

Nie przepadam za ekspresami na kapsułki, ale znam takie, które są dobre. W pracy mamy m. in. kapsułkową Lavazzę i w porównaniu z Nescafe Dolce Gusto jest to finezja smaku, aromatu i konsystencji. Najbardziej poroniony pomysł to jednak to mleko w proszku. Na stronie NDG czytamy:

Kapsułki z mlekiem do kaw Latte Macchiato, Cappuccino i do Chococino to kolejna niezwykła cecha NESCAFÉ® Dolce Gusto®. Smak i efekt świeżo spienionego mleka, bez skomplikowanego przygotowywania z użyciem spieniacza. Przez kapsułkę z mlekiem włożoną do urządzenia przepuszczana jest gorąca woda pod ciśnieniem pozwalającym na utworzenie kremowej pianki.

Wiecie, co mi to przypomina? Jak w podstawówce, po lekturze opowiadania "Cud kwitnących sadów" (którego tytuł wrócił do mnie po 16 latach dzięki Stefanos, która w komentarzach mi o nim przypomniała), pisałam wypracowanie o przyszłości. Mieliśmy opisać dzień z naszego życia w roku dwatysiącektórymśtam, w rzeczywistości przedstawionej w tym opowiadaniu. Oczywiście na początku lat 90. wydawało nam się, że po 2000 r. nagle przeniesiemy się w rzeczywistość pilota Pirxa. I moja dziecięca wyobraźnia skupiła się wówczas na tym, że w przyszłości będziemy zamknięci w swoich mieszkaniach, będziemy się przez komputery łączyli z nauczycielami i innymi dziećmi ze szkoły, a zamiast jedzenia i picia będziemy łykali specjalne tabletki i kapsułki. Czytając o kapsułkach z mlekiem w proszku, dzięki którym mam mieć szybko mleczną piankę i nie muszę spieniać i podgrzewać mleka, myślę o tym opowiadaniu, które tak wryło mi sie w pamięć. I mówię takim kawowym fast foodom NIE!

Zachwycajmy się przygotowywaniem kawy. Wsłuchujmy się w bulgot kawiarki, niech nam mleko kipi - zapach przypalonego na kuchni mleka czy nie kojarzy Wam się z dzieciństwem? Kochajmy krowy, które dają mleko. I uciekajmy od fast coffee.
Myślę, że producenci Nescafe Dolce Gusto spóźnili się ze swoim produktem minimum o dekadę. W latach 90., kiedy po wkroczeniu kapitalizmu spieszno nam było do nowoczesności, takie urządzenie może i przyprawiałoby o szybsze bicie serca. Dzisiaj cenne jest to, co naturalne i/lub ponadczasowe. Nescafe Dolce Gusto to taka Mandaryna wśród ekspresów. Chociaż jak Mandaryna, pewnie też znajdzie swoich fanów.

Na koniec pozytywnie nastrajająca reklama ekspresu:

dodajdo.com

Jeśli twój mężczyzna kiedykolwiek się dowie

...że nie dbasz o to, by pił najlepszą kawę o poranku, na pewno nie omieszka cię ukarać:



Nie wiem, z którego roku pochodzi ta reklama, ale gołym okiem widać, że czasy się trochę zmieniły. Można odetchnąć ;) Teraz, jeśli ktoś komuś w reklamie podaje kawę do łóżka, to raczej mężczyzna kobiecie, a nie na odwrót.
dodajdo.com

Kawowy rekord świata w Sopocie

Dwa lata temu na sopockim molo ustanowiono kawowy rekord świata. W ciągu pięciu godzin przygotowano prawie siedem i pół tysiąca cappuccino! Wszystkie kawy rozdano publiczności. Nie wiemy, jakie przełożenie na jakość miała ta olbrzymia ilość, ale... wkrótce będzie można się o tym przekonać. Pojutrze - 15 sierpnia, w samo południe - powtórka z rozrywki, czyli próba pobicia wyniku sprzed dwóch lat.


Ci, których w Sopocie w tym czasie nie będzie, na stronie www.kawowyrekordswiata.pl mogą obejrzeć relację na żywo. Jest też konkurs - do wygrania ekspres do kawy.
dodajdo.com

W biegu, po holendersku

Prawdziwa mapa metra i miasta, która już jakiś czas temu pojawiła się na przystankach i plakatach w Amsterdamie. Nie po raz pierwszy reklama wydaje się ciekawsza od samego produktu. No bo gotowy kawowy napój, do kupienia w sklepach i na każdej stacji benzynowej, to zdecydowanie nie jest to, co tygrysy lubią najbardziej. ;)



dodajdo.com

Poranny alarm

Niesamowita reklama kawy z Chin, która naprawdę może obudzić w ułamku sekundy:


Chiny to kraj herbaty, kawa jest mało popularna. W efekcie do pracy ludzie dojeżdżają nie do końca obudzeni. ;) I stąd właśnie wziął się pomysł na reklamę kawy Maxwell House. Na podłodze windy w biurowcu przyklejono naklejkę ze zdjęciem dziury w podłodze. Każdy, kto chciał do niej wsiąść, z przerażeniem zauważał, że w windzie nie ma podłogi! Efekt? Natychmiast budził się do życia - czyli działo się z nim to samo, co po filiżance kawy.

Jestem pod wrażeniem kreatywności twórców tej reklamy. W prosty, nieprzekombinowany sposób zwrócili uwagę na kawę, i to tak, że nie dało się tego nie zauważyć. Pewnie przewidzieli również, że reklama zacznie żyć własnym życiem. Pracownicy biurowca robili zdjęcia i filmiki, które wrzucali potem do internetu, a słynną windę przychodzili oglądać ludzie z sąsiednich biurowców. Kampania została doceniona zarówno przez odbiorców w Chinach, jak i profesjonalistów. Dostała między innymi brązowy medal na prestiżowym festiwalu Cannes Lions 2008.
dodajdo.com

Nie, nie jestem gotowa!

Gdyby ktoś poprosił mnie o wymienienie kilku rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie swojej kuchni, kawa bez wątpienia byłaby na pierwszym miejscu. Wyobrażacie sobie więc, jak się poczułam, kiedy w niedzielę po południu okazało się, że kawy nie ma? Jak powiem, że bardzo źle, to będzie to eufemizm. ;) No cóż. Jak się nie ma, co się lubi, to... się idzie do marketu.

Zacznijmy od pewnej kwestii - nie mam koło domu Almy ani Piotra i Pawła, dookoła same "markpole" i "kerfury" ;) Z założenia nie kupuję tam kawy, pieczywa, mięsa, wędlin, warzyw i owoców. Ale dzięki tej zakupowej wpadce miałam okazję przetestować nowość na naszym rynku - Douwe Egberts. Reklamuje się hasłem Czy jesteś gotowy wybrać na nowo? i trzeba przyznać, że wygląda na produkt z wyższej półki. Miała być bardziej wysublimowana, bardziej aromatyczna, w jeszcze bardziej eleganckim opakowaniu. Na korzyść przemawia 250 lat doświadczenia i fakt, że to marka holenderska (pełna nazwa brzmi Douwe Egberts Koninklijke Tabaksfabriek-Koffiebranderijen-Theehandel Naamloze Vennootschap - spróbujcie to powtórzyć jednym tchem). Trochę gorzej, że od ponad 30 lat marka ta związana jest z amerykańskim koncernem Sara Lee Corporation...


Pierwsze espresso wyglądało ładnie. Gęsta crema, przyjemny zapach... Niestety okazało się strasznie kwaśne. Pomyślałam, że to pewnie kwestia słabo nagrzanego ekspresu i dałam Douwe drugą szansę. Ale wcale nie wyszło lepiej. Powiem tak - da się to pić, ale żadna rewelacja to to nie jest. Gdybym miała wybrać na nowo, to w markecie wybór padłby na illy (choć ta wersja "na wschód", z jaką mamy do czynienia w naszych sklepach bardzo różni się od włoskiej wersji), a nie w markecie - na Kimbo, Pellini czy Corsini, że o Manuelu nie wspomnę. Za 250 gram Douwe zapłaciłam niecałe 15 złotych, czyli mniej więcej tyle, ile wspomniane wcześniej kawy kosztują w internecie. Na dodatek - Douwe dopiero wchodzi do Polski, zrobili wielką kampanię reklamową i cena na pewno jest promocyjna. Za jakiś czas pewnie ją podniosą, a wtedy już na pewno będę musiała wybrać na nowo...

Wróćmy jeszcze na chwilę do tego, zawsze mam w kuchni. Oprócz kawy będzie to na pewno herbata, pomidory i gorzka czekolada. Nie wyobrażam sobie bez tego życia. W dalszej kolejności oliwa z oliwek i jakiś makaron. Jeszcze dalej jajka i mąka - czasem miewam napady nocnego pieczenia i lubię mieć takie rzeczy pod ręką. No i oczywiście mięso dla psa, ale to nieco inna kategoria. ;) A co Wy zawsze macie w kuchni?
dodajdo.com

Zrób mi filiżankę, a powiem ci kim jesteś...

Spece od marketingu i PR łamią sobie głowy, wymyślając coraz to nowsze sposoby na przyciągnięcie klientów i zwrócenie uwagi na firmę. Tymczasem najlepsze okazują się te najprostsze pomysły. Jak choćby ten, na który prawie 20 lat temu wpadł Francesco Illy, szef firmy kawowej. Poprosił Matteo Thuna (słynnego architekta i designera) o zaprojektowanie nowej filiżanki Illy. Efektem była powszechnie znana biała filiżanka do espresso z klasycznym logo Illy. Na pewno ją widzieliście setki razy:

Francesco Illy był miłośnikiem kawy i sztuki, wpadł więc na pomysł, żeby połączyć te dwie pasje. Poprosił Thuna, żeby udekorował zaprojektowaną przez siebie filiżankę. Tak rozpoczęła się "illy collection". Przez kolejnych kilkanaście lat znani artyści projektowali kolejne edycje filiżanek Illy. Wszystkich nie ma sensu wymieniać, ale warto wspomnieć, że swoje filiżanki mieli między innymi Luca Trazzi, Frederico Fellini, James Rosenquist, Sebastiao Salgado czy Francis Ford Coppola. Wydaje mi się, że teraz to jest trochę tak, jak z Kalendarzem Pirelli. Illy nie musi już prosić i namawiać artystów, żeby coś dla niego zaprojektowali. To raczej do niego zgłaszają się chętni, bo być na filiżance (podobnie jak robić zdjęcia dla Pirelli) to po prostu nobilitacja.

A najnowszą (18 III 2009) zaprojektował Pedro Almódovar, którego chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Hiszpański reżyser umieścił na niej - jakże by inaczej - swoją muzę Penelopę Cruz. Premierę filiżanki połączono z premierą najnowszego filmu Almodovara, Los Abrazos rotos, czyli po polsku Przerwane objęcia.

Przez prawie 20 lat powstało kilkadziesiąt różnych projektów, jedne były fantastyczne, a inne... jeszcze lepsze! Postanowiłam, że w tym wpisie zamieszczę kilka moich ulubionych. I siedzę tak od trzech dni i oglądam, porównuję, zastanawiam się. I nie mogę się zdecydować. Wrzucę więc kilka, które za mną "chodzą" od tych kilku dni, a Was odsyłam na www.collection-cups.com gdzie są wszystkie filiżanki - powiedzcie, która Wam podoba się najbardziej. To strona pasjonaty-kolekcjonera z Holandii. Wie wszystko o każdej filiżance wydanej w "Illy Collection". Co więcej, większość z nich ma w swojej kolekcji. Kilku nie udało mu się zdobyć i wtedy pisze: "jeśli trafisz na jakąkolwiek informację o tym, gdzie mogę ją kupić, błagam, daj znać".


VeneXia - moja faworytka. :) Zaprojektowana w 1997 przez Lucę Trazzi w trzech wersjach - z białym (wyprodukowano 5 tys sztuk), platynowym (1997) i złotym (tylko 97 egzemplarzy) uchem. Ta złota jest szczególnie ceniona przez kolekcjonerów i praktycznie nie do zdobycia dla przeciętnego miłośnika kawy, również ze względu na cenę - kosztuje przynajmniej 3,500 e.



Statti d'animo - zaprojektowana w 1997 r. z okazji wystawy Mario Giacomellego, który był jednym z najważniejszych włoskich fotografów XX w. Filiżanka również wyjątkowa - powstało tyko 1000 sztuk.





Kounellis z 2002 roku. Grecki malarz Jannis Kounellis nie tylko zaprojektował, ale także własnoręcznie (!) pomalował każdą z 3000 filiżanek.






Ginger e Fred. Filiżanka wydana z okazji śmierci Felliniego(1993). Ukazało się 6000 egzemplarzy, przedstawiających karykaturę reżysera. Filiżanki były rozdawane w czasie nowojorskiego festiwalu Tutto Fellini.

I pomyśleć, że niektórzy zbierają znaczki...



Podobne wpisy:
Kawiarnia według illy
dodajdo.com

Niech nam dzień powszedni uprzyjemnia kawa

Od 25 stycznia do 8 marca w Muzeum Narodowym w Poznaniu będzie można oglądać wystawę prac Zofii Stryjeńskiej. W specjalnie zaaranżowanych wnętrzach zobaczyć będzie można kilkaset prac z okresu dwudziestolecia międzywojennego: około 100 obrazów, grafiki, książki, plakaty i wiele innych. Jest też kilka reklam (kliknij w zdjęcie, żeby zobaczyć powiększenie). Wszystkie powstały na zlecenie pardubickiej fabryki Francka i dotyczą kawy zbożowej lub dodatków do kawy. Mają swój staroświecki urok, choć dziś do zakupu tejże kawy raczej nikogo by nie przekonały...


Swoją drogą współczesna reklama kawy Enrilo też nie zaskakuje kreatywnością:

dodajdo.com

Kaffee macht frei

I jak Wam się podoba tytuł? A jakby z tego zrobić hasło reklamowe?
Nie, przecież to mogłoby się źle kojarzyć...

Agencja reklamowa przygotowująca kampanię dla marki Tchibo nie miała takich oporów. Jedem das Seine, czyli Każdemu to, co się należy, to napis, jaki naziści umieścili na bramie obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. To samo zdanie, w nieco tylko zmienionej formie gramatycznej (Jedem den Seinen - Każdemu z twoich (bliskich)), znajduje się teraz na na plakatach reklamowych Tchibo na 700 stacjach benzynowych Esso w Niemczech.


Jak łatwo się domyślić, reklama wzbudziła kontrowersje. Obie firmy szybko wycofały się z kampanii, a przedstawiciele Tchibo zapewniają, że nie mieli zamiaru zranienia czyichkolwiek uczuć. Rzeczniczka Tchibo, Angelika Scholz, przyznała, że wybór sloganu "nie był szczęśliwy". Podobnie tłumaczy się Esso, zrzucając winę na agencję reklamową. Nieco inaczej ocenił całą sprawę Solomon Korn, wiceszef Centralnej Rady Żydowskiej. - Używanie takiego hasła świadczy o totalnej nieznajomości historii - powiedział.

Plakaty Tchibo mają wkrótce zniknąć ze stacji. Sprawa przycichnie, aż do następnego razu. Warto bowiem zauważyć, że to nie pierwszy taki przypadek. Kilka lat temu hasła upamiętnionego w Buchenwaldzie używał koncern REWE, reklamując tak urządzenia do grillowania. Jeśli wziąć pod uwagę fakt, że krematoria Buchenwaldu pochłonęły 35 tys. ludzi, to chyba można uznać tę reklamę za szczyt złego smaku.

Podobno ta część historii jest w Niemczech dobrze znana. Mam jednak co do tego poważne wątpliwości - w Polsce nikt o zdrowych zmysłach napisu takiego, jak tytuł mojego postu, nie umieściłby w żadnej reklamie. W Niemczech nad tą kampanią zapewne pracował sztab ludzi mogących się pochwalić wyższym wykształceniem i nikomu nie przyszło do głowy, że coś jest nie tak. Że to się źle kojarzy, że to niestosowne, że przecież jeszcze żyją ludzie, którzy widzieli tę bramę na własne oczy. Aż tak bardzo różnimy się od Niemców poczuciem przyzwoitości? Bo jeśli to kwestia jedynie różnic programowych w szkołach, to może jednak ten nasz poziom kształcenia wcale nie taki zły.
dodajdo.com

Skazany na kawę

Znacie tego pana?


Wentwort Miller, czyli Michael z serialu Prison Break (w Polsce emitowany pod tytułem Skazany na śmierć), rozpoznawalny jest chyba na całym świecie. Prison Break jest hitem, i to nie tylko w Polsce, gdzie średnia oglądalność pierwszej serii wynosiła ponad 4, 5 mln. Równie chętnie oglądany jest we Francji, Nowej Zelandii, Wlk. Brytanii i USA. Nic więc dziwnego, że "boski Went" coraz częściej zapraszany jest do udziału w reklamach. Były już dzinsy, teraz przyszła kolej na koreańską kawę o dźwięcznej nazwie French Cafe.




I jak wam się podoba? Mnie nie bardzo. Twórcy reklamy jakoś nie błysnęli talentem... Szkoda, mogli lepiej Millera wykorzystać - bo co jak co, ale uroku mu odmówić nie można.
dodajdo.com

Kochanie, zabijesz petunie! Czyli o kawie w wersji vintage

Na weekend proponuję coś, co mnie naprawdę rozczuliło: reklamy kawy rozpuszczalnej Folgers, z lat 60. Jak wiadomo kawa instant, którą dzisiaj mamy w najgłębszej pogardzie, święciła wówczas triumfy i symbolizowała najwyższą nowoczesność:) Przy okazji spoty mówią naprawdę wiele o ówczesnym modelu rodziny, jeszcze przed rewolucją seksualną i wspaniałym rokiem '68.
Tym samym otwieram kategorię "kawa w reklamie". Osobiście dobre reklamy uwielbiam, na moich ulubionych nigdy nie wychodzę robić sobie kawy:) Wiele spotów reklamowych to majstersztyki - ze swietna muzyką, reżyserowane przez takie osobistości jak Wong Kar Wai czy David Lynch. Mam nadzieję, że zaproponowane na Kawowym reklamy i Wam przypadną do gustu. Na początek więc zacznijmy... niemalże od początku reklamy telewizyjnej;)


dodajdo.com