Przykro mi, ale muszę to powiedzieć. Warszawska ulica Chmielna i jej okolice powoli stają się dla mnie miejscem obleśnych gastronomicznych oszustów. A to ci zaserwują latte z posypką z kakao instant, a to ci kelnerka rzuci talerzem po godzinie oczekiwania, a to ci kulkę lodów owiną we włosa. Czy tak powinno wyglądać centrum stolicy w XXI wieku?
Czasami nie mogę się oprzeć wrażeniu, że niektóre lokale gastronomiczne w centrum założyli po prostu kolesie ze złotymi łańcuchami, którzy się dorobili na Stadionie X-lecia sprzedając adinajki, purmy i inne podróby. Zainwestował taki potem w marmury w łazience, bmw, a żonie sprawił knajpę w świetnej lokalizacji.
Ulica Chmielna testowała moją cierpliwość wiele razy. Zdzierżyłam burkliwą paniusię w Między słowami, udało mi sie nie zwymiotować na widok włosa w sałatce w Świętej Pamięci Centorino, jakoś przeżyłam naleśnika przypominającego podeszwę od kalosza w Cafe Almondo czy problemy żołądkowe po wizycie w Bordo. Ale wczoraj miarka sie przebrała.
Wczoraj bowiem, Moi Kochani, miało miejsce comiesięczne spotkanie z moimi dobrymi znajomymi ze studiów (pozdrowienia dla PR Teamu!). Zaproponowałam spotkanie w Lorelei (www.lorelei.pl), na ul. Widok 8 (równoległa do Chmielnej), który to lokal polecił mi znajomy.

Na stronie Lorelei pisza, że za dnia można tam spokojnie pogadać bez przekrzykiwania się. Myślę, że moi przyjaciele w komentarzach poświadczą, jak to miło się tam rozmawia.
Podsumowując, w Lorelei jest za drogo i obleśnie. Chciałabym niniejszym powiedzieć włascicielom, że nazwanie lokalu "klubokawiarnią" nie zwalnia ze sprzątania. A czasy, kiedy outsiderskie klimaty utożsamiało się z brudem i niedojadaniem też już minęły.
Skończyliśmy piwo i wyniesliśmy się z Lorelei. Niczym z deszczu pod rynnę, poszliśmy na Chmielną. Zdegustowani i zażenowani, usiedliśmy w "Czekoladzie".
Uważam, że jakiś związek producentów czekolady czy coś w tym stylu powinien tej kawiarni wytoczyć proces. I znowu się pytam: czy był jakiś strajk służb sprzatających, o którym nie wiem? I co do cholery robi warszawski sanepid?!

No cóż, myslę, że wybaczycie mi tym razem, że nie napisze, jaką kawę podają w "Czekoladzie" i "Lorelei", prawda? A może ktos z Was chciałby sie tam wybrac i sprawdzić, czy to był tylko wypadek?
Z przykrością po prostu muszę oświadczyć, że testowanie lokali w okolicach Chmielnej. uważam za zakończone. Zbyt wiele razy płaciłam tam zbyt wysokie rachunki za podobne obrzydliwości. Prawdziwych smaków poszukujcie w innych miejscach w Warszawie. Czasami warto pojechać na Ochotę, Saską czy Pragę, by nie tylko dostac to, za co się płaci, ale też podziwiać piękne i czyste wnętrza.
Magdaro
21 komentarze:
Czekałam na ten wpis! Wybór wczorajszych lokali to tragedia. Mozzarella w caprese (Lorelei) smakowała jakby rozbełtano ją z mleka w proszku. Ogłuszająca muzyka z głośników nijak się miała do obietnic ze strony internetowej knajpy, że w lokalu można porozmawiać bez przekrzykiwania się wzajemnie. A brudno było jak w studenckiej norze.
To mówiłam ja, Ania z PR Teamu. :)
W Czekoladzie jeszcze gorzej. O tym włosie nawet się nie wypowiadam, ale mnie rozłożył na łopatki tekst kelnera, który obudził się nagle i zobaczył, że przy stoliku czekają klientki. "O, przepraszam, zapomniałem o paniach." Wypadało po prostu wyjść.
Przeżyć nie zazdroszczę ;-) A w Czekoladzie byłam kilka razy, i wiecej nie pójdę po tym jak dostałam najobrzydliwsza kawe jaka tylko może byc, sto razy lepsza jest najtańsza rozpuszczalna :)
boshh, Ania, płonę ze wstydu:((( (a propos wyboru). Forgive me.
łoł
świetna ecenzja !
wpółczuję przeżyć
"Lody włoskie" - bardzo ładne ;)
w "czekoladzie" byłem raz czy dwa i wiem, że już więcej się tam nie pojawię. zapomniałaś wspomnieć o sali dla palących, po drugiej stronie sali...
Pierwszy raz jestem na Twoim blogu.
Bardzo mi się podoba - taki jasny i przejrzysty.
Niedługo wybieram się do stolicy, mam nadzieję, wybrać jakieś ciekawe meijsce
Pozdrawiam
A.C
Jak tu mówią: vote with your feet (dosł. głosuj nogami), czyli po prostu więcej nie wracaj w te miejsca, i powiedz wszystkim znajomym, żeby nie szli, a wpis na blogu ma też dużą silę rażenia.
Chmielna powinna być wizytówką W-wy, a nie schronieniem dresiarstwa, co się wybiło finansowo (w żadnym innym sensie niestety nie). Tu duże pole do popisu mają władze miejskie. W Londynie np. swego czasu Oxford Street i Regent Street też uległy zburaczeniu. Ale szybko opracowano strategię tzw gentrification - licencje przyznawane są tylko sprawdzonym firmom o dobrej reputacji, ludziom, którzy mają odpowiednie kwalifikacje itd.itp. Warszawskie władze, weźcie się do roboty, bo inaczej stracicie część wpływów- ludzie zaczną omijać Chmielną, a przecież to miejsce, na którym miasto powinno zarabiać duże pieniądze na ludziach przychodzących na zakupy i spotkania.
@ Atria C.: dziękuję za miłe słowa w imieniu swoim i I.nnej, z którą tego bloga prowadzę. Jeśli będziesz chciała się gdzieś wybrać, po prawej stronie masz wypisane przez nas miejsca i plusiki, możesz sobie poprzeglądać.
@ Anna Maria: dokładnie o to mi chodziło, o czym piszesz. To jest ważny postulat. A niniejszy wpis zamierzam wysłać z dedykacją do obu lokali, w których byłam.
oj, przeżyć nie zazdroszczę.
to już lepiej kawę w domu wypić.
a lody włoskie obudziły we mnie skojarzenie...
byłam na kolonii, dostaliśmy obrzydliwą potrawę ze szczątków kury trudnych do rozpoznania. dużo piór ta kura ciągle jeszcze miała utaplanych w burym sosie. gdy poszliśmy zapytać kucharza cóż to ma być, odpowiedział że włosy bo to kura po włosku.
teraz już się z tego śmieję. wtedy oczywiście chodziłam głodna.
Mocne! I śmieszno, i straszno, jak to mówią.
Mieszkałem w okolicach solidarności przez dwa lata. Wiem o czym piszesz... potwory z reklamy Domestosa, się uśmiałem:D Wystosujmy petycję! - odezwała się moja natura aktywisty
Magdaro, masz 100% racji. Tylko nie obrażaj ludzi ze stadionu, bo oni nie pozwoliliby sobie na takie wpadki, jak już coś robią, to porządnie ;)
Kiedyś można było niemal w ciemno wchodzić do każdej knajpy na Chmielnej, ale teraz to zaczyna ona się zmieniać w Rutkowskiego (nazwa tej ulicy za PRL) ;)
Przypominam sobie jakim cudownym miejscem był kiedyś Zakątek. A teraz? Ani dobrej kawy, rozwodnione piwo, a w łazience trzeba pogłówkować jak spuścić wodę...
Zagłosowałem nogami i nie chadzam na Chmielną. Polecam to wszystkim ;)
No więc jako uczestnik tej imprezy muszę się wypowiedzieć: w Lorelei za za bardzo skupili się na byciu
"alternatywnymi". Czyli: mam dziary, kolczyki, kontestuje rzeczywistość. Tymczasem ceny są jak najbardziej "mainstreamowe". Makaron z łososiem była nie najgorszy, chociaż ilość była nędzna. W Pizza Hut za te same pieniądze dostałbym 2x tyle jedzenia i wcale nie odbiegałoby jakościowo. Kwestia muzyki i stołu: żenuła! Dzięki temu, że byłem w miłym towarzystwie, nie uciekłem stamtąd z krzykiem, chociaż pokrzykiwanie przy stole nie jest najwygodniejszą formą komunikacji.
Aha, zagadywanie na "Ty" przez obsługę wcale nie jest dla mnie oznaką tego, że jest tam fajnie i na luzie, ale wprost przeciwnie. Odbieram to jako formę dość prostacką. Świń żeśmy razem nie pasali z Panem obsługującym. Mogę być po imieniu z kimś z obsługi w knajpie, w której bywam często i się znamy. Ale nie z kimś, kogo pierwszy raz widzę na oczy.
Teraz gwóźdź programu: "Czekolada". W pełni podzielam obrzydzenie Magdy w kwestii włochatych lodów - skandal, granda i facepalm. Jako jednak czasami optymista znalazłem w tym coś pozytywnego. Był nim mianowicie gigantyczny darmowy kawał tortu czekoladowego, który Magda dostała na otarcie łez. Ponieważ siedziałem obok niej złapałem jakąś łychę i pomagałem jej go skubać. Poezja czekoladowa! Słodki do bólu, ale przy tym smaczny. Oboje się nim opchaliśmy, co chyba ukoiło ból i smutek po włochatych lodach.
A teraz zaczniemy szukać jakichś nowych miejscówek. Chmielna, Nowy Świat, to miejsca, w które chodzi się z przyzwyczajenia. A na warszawskich osiedlach jest wiele fajnych knajp. Będziemy ich poszukiwać z PR Teamem.
Uwielbiam tego bloga! jest bossski ;)
niektórzy włascieciele knajpek zapomnieli, że miejsce w którym się knajpka znajduje to nie wszystko! Dajcie więcej z siebie a klienci także dadzą więcej... siana oczywiście ;)
Pozdrawiam serdecznie!
Genialnie piszesz! W "czekoladzie" byłam tylko raz. Wrócę tam tylko po ciepłego muffina jakiego dostałam od kucharza, który właśnie skończył je przyrządzać. Naprawdę był pyszny ! Niestety przyjaciółki tam nie zabiorę, jest smutno i ponuro. Ale słodycze mają interesujące:)
Wpadajcie do mnie :
fashionstylepassion.blogspot.com
Ja mam jedno miejsce na Chmielnej które gdzie iść można. To stare komunistyczne "Pod Kaktusami".
Bywam tam sporadycznie od liceum (czyli od kilkunastu lat) i powiem Wam że źle nie jest.
Obsługa wprawdzie pomału przestawia się na nowy system obsługi klienta i czasem ciągle jest komunistyczna ale jedzenia mają smaczne (ok, mieli 3 lata temu na bank;) ).
Ceny mają jak na centrum Warszawy bardzo przyzwoite. Stara PRLowska kawiarnia jak dla mnie jest w tej chwili jedynym miejscem gdzie da się iść na Chmielnej.
A żeby być szczerą- mogę się podśmiewać ze stare pracownice długo się przestawiały po zmianie systemu ale mimo komunistycznego nalotu są dużo sprawniejsze i milsze niż np obsługa w pobliskiej CK Oberży, Czekoladzie czy u innych kapitalistycznych sąsiadów ;>
@Anonimowy, "Pod Kaktusami" nie istnieje już od pewnego czasu, a jego końcówka to było coś okropnego. Sama lubiłam ten lokal, ale ostatnia wizyta ponad dwa lata temu mocno zatarła miłe wspomnienia.
Na początek napiszę, że blog super i bardzo mi się podoba :-)
Co do "Czekolady" moja opinia jest całkowicie odmienna. W "Czekoladzie" byłam w zeszłym roku. Zamówiłam tam koktajl owocowy(smakował jak domowy koktajl z blendera więc jak najbardziej okej) i kawę z czekoladą, która była smaczna. Do tego wzięliśmy małe czeladki na wynos, którym (jako fanka czekolady :-)) nie miałam absolutnie nic do zarzucenia.
Siedzieliśmy na zewnątrz, więc o lokalu mogę powiedzieć jedynie że ciasno. Obsługa (chłopak i dziewczyna) byli mili. Dla mnie knajpka bez rewelacji, choć ceny przyzwoite i przyjemnie spędziłam czas :-)
Myślę, że jednak nie jest tak źle z tymi kawiarniami w Warszawie. Mieszkam tam już od 10 lat i rzadko zdarza mi się sytuacja, żebym był niezadowolony z ich jakości, muszą być to już skrajne przypadki. Szkoda, że spotkały Cię takie niemiłe sytuacje, ale wierzę, że nie każdy lokal jest aż tak zły. Pozdrawiam cieplutko :)
kawa warszawa jest droga i nie jest jakoś rewelacyjna jakość. Może to ja źle trafiam jak autor tekstu.. Ale mam nadzieje że niedługo coś znajdę ciekawego :)
Prześlij komentarz