Nie, nie jestem gotowa!

Gdyby ktoś poprosił mnie o wymienienie kilku rzeczy, bez których nie wyobrażam sobie swojej kuchni, kawa bez wątpienia byłaby na pierwszym miejscu. Wyobrażacie sobie więc, jak się poczułam, kiedy w niedzielę po południu okazało się, że kawy nie ma? Jak powiem, że bardzo źle, to będzie to eufemizm. ;) No cóż. Jak się nie ma, co się lubi, to... się idzie do marketu.

Zacznijmy od pewnej kwestii - nie mam koło domu Almy ani Piotra i Pawła, dookoła same "markpole" i "kerfury" ;) Z założenia nie kupuję tam kawy, pieczywa, mięsa, wędlin, warzyw i owoców. Ale dzięki tej zakupowej wpadce miałam okazję przetestować nowość na naszym rynku - Douwe Egberts. Reklamuje się hasłem Czy jesteś gotowy wybrać na nowo? i trzeba przyznać, że wygląda na produkt z wyższej półki. Miała być bardziej wysublimowana, bardziej aromatyczna, w jeszcze bardziej eleganckim opakowaniu. Na korzyść przemawia 250 lat doświadczenia i fakt, że to marka holenderska (pełna nazwa brzmi Douwe Egberts Koninklijke Tabaksfabriek-Koffiebranderijen-Theehandel Naamloze Vennootschap - spróbujcie to powtórzyć jednym tchem). Trochę gorzej, że od ponad 30 lat marka ta związana jest z amerykańskim koncernem Sara Lee Corporation...


Pierwsze espresso wyglądało ładnie. Gęsta crema, przyjemny zapach... Niestety okazało się strasznie kwaśne. Pomyślałam, że to pewnie kwestia słabo nagrzanego ekspresu i dałam Douwe drugą szansę. Ale wcale nie wyszło lepiej. Powiem tak - da się to pić, ale żadna rewelacja to to nie jest. Gdybym miała wybrać na nowo, to w markecie wybór padłby na illy (choć ta wersja "na wschód", z jaką mamy do czynienia w naszych sklepach bardzo różni się od włoskiej wersji), a nie w markecie - na Kimbo, Pellini czy Corsini, że o Manuelu nie wspomnę. Za 250 gram Douwe zapłaciłam niecałe 15 złotych, czyli mniej więcej tyle, ile wspomniane wcześniej kawy kosztują w internecie. Na dodatek - Douwe dopiero wchodzi do Polski, zrobili wielką kampanię reklamową i cena na pewno jest promocyjna. Za jakiś czas pewnie ją podniosą, a wtedy już na pewno będę musiała wybrać na nowo...

Wróćmy jeszcze na chwilę do tego, zawsze mam w kuchni. Oprócz kawy będzie to na pewno herbata, pomidory i gorzka czekolada. Nie wyobrażam sobie bez tego życia. W dalszej kolejności oliwa z oliwek i jakiś makaron. Jeszcze dalej jajka i mąka - czasem miewam napady nocnego pieczenia i lubię mieć takie rzeczy pod ręką. No i oczywiście mięso dla psa, ale to nieco inna kategoria. ;) A co Wy zawsze macie w kuchni?
dodajdo.com

23 komentarze:

nie no u mnie sytuacja, ze nie mam kawy nigdy nie wystąpi, bo robię zapasy na bieżąco, zawsze przynajmniej dwa słoiczki są ;)

zawsze tez mam tonę gum do żucia, nałóg po rzucaniu palenia ;)

no i mąki,
ciecierzycę i brokuły- moje małe uzależnienie ;)

Makaron, oliwki, zapuszkowane tomaty i zamrożony bulionik - zawsze. Choć zawsze to ja bym chciała mieć łosia! ;)

Aaaa, i kawa się coraz częściej pojawia.

A propos tejże Douwe Egberts - widziałam ze 2 dni temu reklamę w tv. Fajna nawet, chociaż lepszą miało coś co ma w nazwie d'oro czy jakoś tak. Taka wielka reklama wisiała koło kina Feminy na Solidarności swego czasu.

Wiem! Chodziło mi o reklamę Carte Noire ;)

Agaa, nigdy nie mów nigdy. Ja zwykle mam spore zapasy, ale spożycie chyba mi znów ostatnio wzrosło.
Brokuły jak najbardziej, ale ciecierzyca? To jadalne? ;)

Oczko, widziałam tę reklamę (chyba jeszcze wisi) i dziś usilnie próbowałam sobie przypomnieć co to za kawa... Zmyliłaś mnie tym "d'oro" w nazwie. ;)
A reklamy douwe w coraz większej ilości pism. Lepsze niż sama kawa.

U mnie to trochę zależy od fazy. Ale zawsze w kuchni jest kawa, mleko, ser żółty, cebula i czosnek. Zwłaszcza te dwa ostatnie punkty są szokujące, bo kiedyś byłem zdeklarowanym wrogiem i cebuli, i czosnku. Ale tak jakoś mi przeszło. Kiedyś - jako dziecko - z pomocą zabawkowej lornetki, wydłubywałem cebulę z kotletów mielonych... Gdyby dziś ktoś tak potraktował moje kotlety - to nie ręczę za siebie...

Sama się zmyliłam, a potem oprzytomniałam, że owo d'oro, a ścislej mówiąc Côte d’Or to czekolada była. Coś mi się pomerdało, no ale teraz już wiem - miałam na myśli Carte Noire :)

A ciecierzycę spróbuj, jest naprawdę rewelacyjna! Ale jak już wybierać, to gotowaną samej a nie z puszki.

pozdr

Oczko, do ciecierzycy jakoś mnie nie ciągnie, ale wiesz co - ten mrożony bulionik to doskonały pomysł.
A o co chodzi z tym łosiem? Bo początkowo przeczytałam "łososia" i teraz zachodzę w głowę, czy to literówka, czy nie. ;)

Łoś to łosoś na literkowe skróty ;))
W obu przypadkach smakuje dobrze ;)

ha! dobrze, że wyjasniłaś, bo sie tym łosiem zdziwiłam. a nawet, jako fanka Przystanku Alaska, mocno zaniepokoiłam! ;)

Tego z Przystanku w Polsce raczej nie świadczysz, więc spokojna głowa ;) Zresztą ja nie mięsna arybna li tylko.


Ale łosia, ups - łososia alaskańskiego (pacyficznego) też jadłam :)

hmm, może nie zawsze mam, ale zawsze staram się mieć: mleko, kawę, pieprz, oregano, bazylię, biały ser i masło :)

A co do kawy - jeśli ktoś nie chce/nie może wydawać 15-20-paru zeta na kawę to co radzisz?

biedronko, w takim wypadku polecam allegro - jest kilku użytkowników, którzy sprzedają kawę przywiezioną z Włoch. Ceny w zasadzie d 6 zł za 250 g. Fakt, że przesyłka kosztuje około 10 zł, ale najlepiej wybrać kilka paczek od jednego sprzedawcy (wtedy się raz płaci za przesyłkę).

Druga opcja to Makro, tam też jest jakaś kawa za 5 zł - nazwy w tej chwili nie pamiętam, ale próbowałam jej i jest ok. Nic specjalnego, może niezbyt harmonijna w smaku, ale i tak lepsza niż Tchibo. ;)

Makaron, oliwa i parmezan - z tego zawsze uda się przygotować coś dobrego do jedzenia. Kawę też mam, ale czas wypić rano kawę mam dopiero w weekend. Przy okazji - najlepszą kawę piłam w Antwerpii w kawiarni Caffenation - polecam(http://caffenation.blogspot.com). Zaraz potem kupiłam tam sobie ćwierć kilo tej kawy na zapas

Kawa, o ktorej wspominasz, była dołączana do gazet albo wręczana przy zakupach w Empiku, bo i mi się trafił set tego przysmaku.

Jeśli chodzi o zapasy, to mam z 10 kg mąki, 3-4 kostki masła, 20-30 jajek, 3 kg cukru, czekoladę 70% i wanilię. To mój stały zestaw. Kiedyś kolekcjonowałam makaron, ale udało mi się pozbyć kolekcji w związku z postanowieniem noworocznym ;)

Oj tak! Na kawach się nie znam, ale wiem, że tchibo już nie wypiję. Paskudne jest - te żółte mi się trafiło....

Owoce- soczyste jabłka i pomarańcze,
Sery- żółte i pleśniowe,
Koniecznie musli!

Co do Douwe Egberts - będąc ładnych parę lat temu w Holandii zakochałem się w tej kawie i od tego czasu szukałem jej z utęsknieniem w Polsce - i muszę ci powiedzieć, że z tym debiutem na polskim rynku to nie do końca tak, bo jakieś pół roku po moim powrocie pojawiła się na rynku kawa o swojskiej nazwie [że niby pierwsza, tudzież wyborna], na której opakowaniu widniało logo DE. Niestety o samej kawie nie warto wspominać.
Z resztą parę dni temu piłem kawę o której piszesz u przyjaciela i okazuje się, że również ona ma się nijak do moich wspomnień z Niderlandów.

A jeśli chodzi o pytanie biedronki, to ono również dla mnie jest często aktualne, dlatego stałem się trochę mistrzem wyszukiwania kaw które da się pić na dolnych półkach sklepowych. A jako, że jestem niemalże fetyszystą 100procentowej arabiki, w związku z tym często wyżej cenię tanią arabikę "no name" niż "markowe" mieszanki.

poza tym zestaw kryzysowy: Kawa koniecznie, mąka, oliwa [olive&flour ;)], ser żółty, jajka, drożdże, boczek, czosnek, zioła prowansalskie, cytryna, ziemniaki, makaron.

Ten komentarz został usunięty przez autora.

Pokaż mi swoja lodówkę, a powiem Ci, kim jesteś... Chyba trochę tak to działa. ;)

Co do taniej i dobrej kawy - ja bym się przy arabice nie upierała, bo sama bywa kwaśna, a robusta świetnie to przełamuje i może sprawić, że smak będzie bardziej harmonijny.

Mico, nie chcę cię rozczarować, ale tania arabika to też zwykle mieszanka - tylko gatunki nie są wymienione na opakowaniu i nigdy się nie dowiesz co i skąd w tej paczce siedzi. ;)

U mnie również na pierwszym miejscu kawa, bezapelacyjnie!
Poza tym mleko sojowe, oliwiki, oliwa, świeża baylia (ko-nie-cznie! jako fanka domowego pesto nie wyobrażam sobie bez niej życia), również makaron (czyżbyśmy wszyscy byli fanami włoskiej kuchni? ;) ), jabłka lub inny owoc, cynamon, zioła prowansalskie, pomidory (niestety, 100% uzależnienia, nawet zimą kupuję), cebula, czosnek, tofu, drożdże, szpinak (oj często piekę strudel szpinakowy, często), zielona herbata, olej z pestek dyni (jest przepyszny, a poza tym bardzo zdrowy - masa cynku, polecam!), soczewica zielona i czerwona. Ciecierzycą też nie pogardzę, ale w puszce, bo suszonej nigdy mi się nie chce namaczać (chociaż akurat wczoraj mi się chciało i właśnie zrobiłam domowy hummus :) ). I jeszcze sezam, o. I natka pietruszki. I curry i wiórki lub mleko kokosowe, idealne do tajskiej zupy. Oj, przepraszam, rozpisałam się ;)
Kulinarnie pozdrawiam :)

I bardzo mi się podoba ów kawowy blog, przed chwilą mi z googla wyskoczył. Autorka świetnie pisze.
Takie znaleziska, to ja lubię, już dodałam do zakładek :)

Pozdrawiam,
Kasia

W imieniu swoim i Magdaro dziękuję za komplement :))
Widzę, że kuchnię masz nieźle zaopatrzoną... I tak chyba jest, że kawa się z włoskimi klimatami lubi łączyć. Zresztą - kto nie lubi kuchni włoskiej?