Dzisiaj będzie o moim ostatnim nabytku - uroczej kafetierce, którą nabyłam sobie sama w prezencie na święta. Bardzo lubię sama sobie robić prezenty, są wtedy w 100% trafione! :)
Wybierając się do The Barista Espresso Bar & Bakery, polecanego przez I.nną, zobaczyłam kafetierki Bialetti i nie mogłam się oprzeć pokusie zrobienia sobie prezentu na święta. I dlatego dzisiaj będzie słów kilka o tym urządonku, zwanym również moka.
Wyczerpująco temat mok opisał Paweł Męsiak na Caffe Prego, dlatego dla Was dzisiaj tylko kilka najważniejszych informacji. Zwana przez Włochów "caffeteria" (czyt. kaffeterija), to znakomite rozwiązanie dla tych, którzy nie mają ekspresu, a jednocześnie dużo zdrowsze niż parzenie kawy po turecku czy w ekspresie przelewowym, w przypadku których uwalniają się szkodliwe dla organizmu substancje.
Co ciekawe, im dłużej użytkujemy kafetierkę, tym lepszą kawę otrzymujemy. Samo przygotowanie jest zaś proste jak konstrukcja przysłowiowego cepa: do spodniej części nalewamy wodę, do siteczka wsypujemy mieloną kawę (co ważne, nie ubijamy, jak w przypadku sitka w ekspresie) i zakręcamy. Kafetierkę stawiamy na palniku (niestety, nie zadziała na kuchni indukcyjnej) i czekamy. Należy uważać, żeby kawy nie zagotować. Trzeba nauczyć się na błędach wyczuwać odpowiedni moment, w którym należy ściągnąć kafetierkę z palnika.
Oczywiście, nie spodziewajmy się, że otrzymamy napar dorównujący temu z ekspresu ciśnieniowego. Nie ma na to najmniejszych szans, bowiem w ekspresie ciśnienie wynosi minimum 9 barów, tymczasem w
Nie wszystkie kawy będą z kafetierki smakowały tak samo dobrze. Przede wszystkim odradzam wszystkich "liderów na polskim rynku", których nazw przez grzeczność nie wymienię - większość z nich jest w efekcie kwaśna. Polecam po prostu kupić na wagę kilka rodzajów i przetestować, który nam najbardziej odpowiada.
Nie bez znaczenia jest również woda. Zaleca się nisko zmineralizowaną wodę źródlaną lub dobrą kranówkę (nie śmiejcie się, to się zdarza, na przykład moi rodzice mieszkają w miasteczku, gdzie woda z kranu ma 1. klasę! ja niestety nie mam tyle szczęścia;).
Z moki można zrobić całkiem przyzwoite cappuccino, łącząc ją ze spieniony mlekiem. Moja wersja na zimowe dni to moka wlewana do filiżanki na gorącą brandy, ze szczyptą imbiru, cynamonu i skórki pomarańczowej. Naprawdę filiżankę lizać!:)
* Co do samego The Barista EB&B, niestety muszę przyznać, że ze względu na położenie lokalu (centrum handlowe) zdecydowanie wolę zaopatrzyć się tam w kawę na wynos. Niestety jest tam za duży ruch i jak na celebrowanie picia kawy, do którego mam tak mało okazji, to nie ma tam sprzyjającego klimatu. Mimo to, aby podejść do testu uczciwie, zamówiłam dwa razy kawę na miejscu. Espresso akurat mi smakowało, podane było w cieplutkiej filiżance, akurat tyle, ile trzeba; trochę się zawiodłam na sezonowym Pumpkin Spice Latte, ale to ze względu na odrobinę gałki muszkatołowej, która się tam znalazła, a której nie znoszę. Natomiast latte czy doppio z Baristy zabrane na wynos do pociągu są naprawdę rozkosznymi towarzyszkami podróży.
W Bariście nabyłam właśnie kafetierkę Bialetti na 6 filiżanek, w świątecznej cenie 85 PLN. Zatem jeśli ktoś z Was miałby ochotę, polecam się wybrać. Tylko kawę wziąć na wynos;)