Dawno temu, we Włoszech, w miasteczku nieopodal Parmy, żyła rodzina Costa. Rodzina, jakich wiele w każdym kraju, ani bardzo biedna, ani bogata. Od swoich sąsiadów różnili się jednak tym, że bardzo chcieli coś w swoim życiu zmienić. Dlatego dwaj bracia, Sergio i Bruno, wyjechali do Anglii. Na miejscu okazało się, że owszem, Anglia niebrzydkim krajem jest, ale lokalnej kuchni z tym, co serwowała la Mamma nie da się porównać, a kawa... No właśnie, kawa to była porażka. W związki z tym bracia postanowili wrócić do Włoch. Pojechali do Mediolanu, żeby tam, w najlepszych palarniach, studiować kawologię. Prawie dziesięć lat później (1971 r.) wybrali się do Anglii jeszcze raz. Za wszystkie oszczędności kupili trzypoziomowy budynek w centrum Londynu. Trzy piętra były dobrym pomysłem - zielone ziarna kawy składowano na najwyższym piętrze, na środkowym je wypalano, a na parterze zajmowano się pakowaniem i wysyłką kawy.
Na początku bracia Costa zajmowali się paleniem kawy i handlem hurtowym, zaopatrując restauracje i sklepy. Nie wiadomo, czy ich produkty były tak wysokiej jakości, czy też tylko takie się wydawały w porównaniu z tym, co Anglicy pili do tej pory. Faktem jednak jest, że rodzinny biznes zaczął się bardzo dynamicznie rozwijać. Sklepik z kawą, otworzony na początku jedynie po to, żeby żony braci miały czym się zajmować, okazał się tak dużym sukcesem, że wkrótce Sergio i Bruno otworzyli kolejne. Bary te były prowadzone przez rodzinę i przyjaciół familii Costa.
W ciągu 17 lat bracia otworzyli ponad 40 kawiarni. Taki układ trwał do połowy lat 90, kiedy to na scenę wkroczyła grupa Whitbread. Widząc, jak wielką popularnością cieszą się sieci barów kawowych w USA, postanowiła wprowadzić podobne w Wielkiej Brytanii. Dostrzegli potencjał, kryjący się w kawowej branży i postanowili działać. Złożyli braciom Costa propozycję nie do odrzucenia - 45 ml funtów! Chyba mieli nosa do interesów, bo wkrótce sieć Costa Coffee zaczęła się rozwijać w błyskawicznym tempie. Pierwszy bar kawowy Costa Coffee na rynku międzynarodowym został otwarty w Dubaju w roku 1999 a obecnie jest ich ok. 1000 w Anglii i drugie tyle w 22 krajach na całym świecie, także w Polsce.
Dlaczego o tym piszę? Otóż mamy do czynienia z ciekawą sytuacją. Mimo kryzysu Costa ma się świetnie, a Whitbread prowadzi również sieć hoteli i pubów. Brytyjskie media donoszą, że spółka prowadzi zaawansowane rozmowy w sprawie przejęcia Coffee Heaven. Lider naszego rynku wprawdzie notowany jest na londyńskiej giełdzie, działa w Czechach, na Węgrzech, Łotwie i w Bułgarii, ale w ciągu pierwszego półrocza 2009 r. ponieśli 554 tys. funtów (prawie 3 mln zł) straty (głównie na rynku czeskim). Transakcję przejęcia Coffee Heaven przez Costa Coffee wycenia się na 32 miliony funtów. To tylko trochę mniej, niż Whitbread zapłacił za Costa Coffee.
Trudno powiedzieć, jaką decyzję podejmą właściciele Coffee Heaven, i czy to, że ich strona jest w przebudowie oznacza, że sprawa została "klepnieta". - Dlaczego miałbym sprzedawać coś, co się rozwija i dobrze prosperuje? - ucina pytania Richard Worthington, prezes i jeden z głównych udziałowców. Wbrew pozorom to wcale nie jest takie oczywiste. Można sprzedać jedną firmę po to, żeby stworzyć kolejną. W biznesie nie ma miejsca na sentymenty, trudno zresztą być emocjonalnie związanym ze stoma kawiarniami ;) Myślę, że gdyby Coffee Heaven było moje, to zdecydowałabym się na sprzedaż właśnie po to, żeby móc znowu poczuć urok NOWEGO. A co Wy byście zrobili?
11 komentarze:
Sprzedałabym Coffee Heaven i zaczęła coś nowego. Wg mnie tam nic się nie dzieje, nuda, a interes potrzebuje zmian, ruchu, świeżego powietrza. No chyba, że im się w ogóle nie chce.
Nigdy nie byłam w sytuajcji, gdzie w grę wchodziły takie pieniądze, więc ciężko ocenić. Wiele zależy od rzeczywistej sytuacji firmy, sytaucji na rynku etc. Osobiscie preferuję jednak Coffee Heaven niż Costę, bo wg mnie Costa jest zimna, bez wyrazu. Ale nie wiem, bo w sumie, czemu nie stworzyć czegos nowego, innego. Hmm... można rozważyć :p
Pozdrawiam
Wydaje się, że wszystko zależy od tego, czy ktoś lubi nowe wyzwania, czy nie. Gdybym to ja miała za swój biznes dostać 35 mln, to nie wahałabym się ani chwili, to musi być strasznie ekscytujące móc w pewnym momencie znowu zacząć od początku (albo i nie, kupując np. nie sieć kawiarni, tylko sieć...sklepów z butami;)) Bogatsza o doświadczenia z poprzedniego biznesu pewnie chciałaby stworzyć butowe imperium ;)
A jeśli mam wybierać z tych dwóch, to ja wolę Costę, ich kawa bardziej mi smakuje.
Hm, nie wiem, co ja bym zrobiła... ale z p-ktu widzenia konsumenta przyznaję, że wolę kawę z Costy, choć piłam tylko w Lublinie (Nowy Świat w W-wie mi nie po drodze), za to kilkakrotnie.
Sprzedałabym.
Mogę potwierdzić, że ruch w interesie jest, przynajmniej w moim (co prawda wyjątkowo zamożnym nawet jak na UK) mieście. Byłam dziś i w Costa (piłam kawową nowość pod nazwą Flat White, niezła) i w Starbucks, i w obu ani śladu kryzysu, a wręcz roaring trade.
Imperium butowe? Brzmi nieźle, prawda Magdaro? ;)
Jeśli chodzi o ruch w interesie, to spotkałam się z opinią, że kryzys wręcz dobrze zrobił kawiarniom. Ludzie przyzwyczajeni do jadania na mieście i bywania w restauracjach, chcąc zaoszczędzić, zaczęli mniej jadać w lokalach, a częściej zaglądać do kawiarni - w końcu 10 zł na kawę to żaden wydatek w porównaniu z obiadem.
Fajny wpis, przeczytałam z ciekawością:)
Czy w Pl już jest flat white?
Tamara Mellon, szefowa Jimmy Choo, zbudowała imperium butowe dzięki pożyczce od ojca, i było to duużo mniej, niż 30 mln funtów:-)
butowe jest niezłe
ale wyobraziłem sobie
imperium butne...
i chwilę się pośmiałem sam z siebie
:::
a odpowiadając na pytanie zasadnicze
też bym sprzedał, by zacząć coś nowego
Ciekawa sytuacja. Obserwuje z mniejsza lub wieksza uwaga nasz lokalny rynek kawowy i musze przyznac ze ten ruch CC wzgledem CH od samego poczatku mnie zainteresowal. Moim zdaniem nawet jesli CH sie nie zdecyduje na transakcje, to powinien byc dla nich dosc znaczacy sygnal, ze: a) maja duzy potencjal, na ktorego wykorzystanie ktos ma pomysl, b) trzeba koniecznie cos zrobic zeby nieco wyjsc z marazmu, w jaki CH ostatnimi czasy popadlo. Od mniej wiecej poltora roku CH straszliwie obnizylo jakosc serwowanej kawy, nie dalo sie nie odczuc wplywu tak zwanego kryzysu i na ich model prowadzenia biznesu. Mysle ze wiecej CH jest w stanie osiagnac poprawiajac jakosc swojej kawy, szkolac ludzi, wprowadzajac wysokie standardy obslugi zamiast niekonczacej sie litanii pytan kontrolnych i promocyjnych ofert przygotowanych przez dzial marketingu polaczonych z optymalizacja kosztow materialowych. Kurcz, moze zostalbym tam dyrektorem programowym? ;)
Rafał, może to jest pomysł? Jak już się tam zatrudnisz, poprosimy o relację ;)
Te zarzuty o marazmie dość często się pojawiają, więc pewnie jest coś na rzeczy, warto byłoby wziąć to pod uwagę.
Prześlij komentarz