Lato w tytule

... to wystarczający powód, by o tej porze roku sięgnąć po książkę. A jeśli do tego jej akcja toczy się w kawiarni nad brzegiem oceanu, to staje się niemal pozycją obowiązkową.

"Babie lato" Philipa Bessona to nie jest romans, którego akcja zaczyna się w kawiarni, by potem przenieść się gdzieś indziej. Wprawdzie to książka o spotkaniu dwojga ludzi, co więcej - ludzi, którzy kiedyś się kochali, ale na tym podobieństwa do romansu z oceanem w tle się kończą. Dlaczego? Dlatego, że nikt na nich nie czeka Mają niepewne spojrzenia ludzi samotnych - pisze Besson. Krótki oddech ludzi wyczerpanych. Powolne gesty nędzarzy. Schronili się w nierzeczywistej kawiarni na skraju kontynentu  i przesuwają ziarenka swego życia tak, jak modlący się przesuwają kościstymi palcami paciorki różańca. Dotarli do jakiegoś krańca, jednak nie są w stanie dostrzec, co takiego mogłoby się dla nich rozpocząć.


Cała ta opowieść snuje się tak, jak tytułowa nić babiego lata, występuje w niej tylko czworo bohaterów, a jeden z nich pojawia się chyba tylko po to, żeby powiedzieć, że kawiarnie są jak latarnie morskie i nigdy nie powinny być zamknięte. Ta książka to w zasadzie sztuka, utwór (bardzo) dramatyczny, jednoaktowy. Z racji tego, że prawie nic w niej się nie dzieje, bohaterowie są do bólu zwyczajni, a problemy standardowe, na początku wydawała mi się nudna. Wciągnęłam się dopiero w połowie i to głównie dlatego, że zaintrygował mnie sposób, jakim została napisana. 

Zwięzły styl, przeciwstawiony chwilom trwającym kilka stron. Krótkie, dynamiczne zdania, jak energiczne pociągnięcia pędzlem, przemieszane z soczystymi opisami krajobrazów. Kiedy Besson pisze, że znad oceanu podnosi się lekki wietrzyk, to robi to w taki sposób, że jego powiew niemal czuć na ramionach, i słychać skrzypienie bujanych foteli, które ten podmuch porusza. Tak jak wtedy, gdy jest mowa o wydmach, po których przebiega drżenie. Zdarzało mi się czytać niektóre zdania kilka razy, tak były smakowite, mimo że zwykle opisy krajobrazów traktuję dość pobieżnie. I choć książka jest dziwna, i na pewno nie każdemu będzie się podobała, to jedno jest pewne - mało kto potrafi rozkoszować się chwilą tak, jak Besson.
dodajdo.com

6 komentarze:

Przekonują mnie te pociągnięcia pędzlem i ten wiatr. Będę jej wypatrywać.

oczywiście w pierwszej chwili przeczytałam "Latte w tytule". Jak już otworzymy "Pomieloną", to jedną z pozycji będzie "Babie Latte":)

Czytałam dawno temu "Babie lato"... i prawie wszystkie pozostałe dostępne w PL książki Bessona... mają w sobie to coś, co przyciąga i co zostaje...

przekonalas mnie do tej ksiazki. wiele ksiazek lubie nie za tresc a za sposob napisania, a ta wyglada ciekawie

bardzo mi miło, że się podoba:)

Jak piszesz o tej książce, to wydaje się, że jest w niej dość pusto. W sensie, nie ma zbyt wielu osób, jest za to dużo samotności. Czytałem kiedyś inną książkę Bessona - "Pod nieobecność mężczyzn". Tam też tak było. Historia rozgrywała się w czasie II wojny w Paryżu i naprawdę czuć było pustkę miasta.