Mam słabość do książek. Różnych. Kucharskie zajmują mi już całkiem sporo miejsca, ale nie mogę się powstrzymać, żeby od czasu do czasu nie kupić nowej. Lubię je przeglądać, wpatrywać się w zdjęcia, czytać przepisy i historie z nimi związane. Nawet, jeśli nie mam zamiaru nic gotować, czasem biorę którąś do ręki i tak sobie z nią spędzam czas. Moja miłość do Kuchni polskiej ujawniła się zresztą dość wcześnie... Pamiętam, że jako kilkuletnia dziewczynka malowałam zawzięcie obrazki w książce mojej mamy. Ale jestem rozgrzeszona - siostra niektóre strony zabazgrała kredkami kilka lat wcześniej ode mnie. Teraz zapisuję zupełnie inne rzeczy, i to wyłącznie na marginesach. Czasem jest to tylko symbol "+," jako oznaczenie, że robiłam i było dobre. Czasem notatki w stylu "dodać mniej cukru", "więcej śliwek" itp. Innym razem notuję nieudane eksperymenty z modyfikowaniem przepisu, np. "w żadnym wypadku nie dodawać papryki". ;)
Książki "do czytania" to zupełnie inna kategoria i traktuję je z większą czcią. Nie piszę w nich, nie podkreślam i nie zaginam stron. Od pewnego czasu również nie pożyczam, bo albo wracają po pół roku, albo wcale, a ja się z książkami związuję emocjonalnie. Zdarza mi się nawet czytać od czasu do czasu cudzą książkę, a potem kupić ją tylko po to, żeby sobie stała na półce, żebym o niej pamiętała, choć prawdopodobieństwo, że jeszcze kiedyś ją przeczytam od deski do deski jest znikome - te, które czytałam wielokrotnie, można by policzyć na palcach jednej ręki.
Kolejna kategoria, którą bardzo lubię, to albumy fotograficzne. Nie zajmują tyle miejsca, co kucharskie, choć bywają równie mocno inspirujące. Zdarza się, że to właśnie album foto kupuje jako pamiątkę z jakiegoś miejsca. Jak Amor di gatti, z kotami fotografowanymi przez Hansa Silvestera, który jest najfajniejszą pamiątką z Mediolanu, jaką udało mi się znaleźć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Silvester to najsłynniejszy koci fotograf, i że w tym zafoliowanym albumie kryje się tyle piękna i gracji... Kupiłam go trochę w ciemno, dodatkowo zmotywowana tym, że był to jedyny egzemplarz w całej księgarni.
Najsłynniejsze kafejki literackie Europy to mój najnowszy nabytek. Mam problem z klasyfikację - jest trochę albumem, troche przewodnikiem, a trochę taką zwykłą książką "do poczytania". Jeśli ciekawi jesteście, gdzie Balzak zamawiał pół litra kawy na raz, w której kawiarni Picasso spotykał się z Chagalem i dlaczego Simone de Beauvoir i Jean-Paul Sartre siadywali przy oddzielnych stolikach, to ta ksiązka powinna Was zainteresować. Zawiera kilkadziesiąt historyjek, które moim zdaniem byłyby świetne jako kanwa innej, o wiele dłuższej opowieści.
Choć oczywiście i ta książka ma sporo minusów. Pierwszy, i największy (dosłownie), to format. Wydawcy nie przyszło do głowy, że ktos mógłby chcieć zwiedzać np. Paryż z tą książką w ręku, i nadał jej formę 25x30 cm. Po rozłożeniu zajmuje mi pół stołu, nie sposób zabrać jej ze sobą do tramwaju, w łóżku też zresztą czyta się niewygodnie.
Kolejna sprawa to fotografie. Przecież kawiarnie to taki wdzięczny temat! Autorem wiekszości zdjęć jest Andrew Midgley, podobno zawodowy fotograf, ale mam przeczucie, że sama wykonałabym tę pracę lepiej... Fotki z "Kafejek" są sztampowe do bólu.
Wstęp wygląda trochę tak, jakby autorka książki, Noel Riley Fitch, nie mogła się zdecydować, czy to ma być książka dla kawowych laików, czy dla osób już nieco zaznajomionym z tematyką. Wyszło tzw. niewiadomoco, i to zdecydowanie za długie, ze zdaniami wypełnionymi słowną watą.
I na koniec cena. 65 zł. Uzasadniona formatem, jakością papieru i sztywną okładką, jednak, co tu dużo mówić, nie wiem, czy dla wiekszości czytelników nie lepszą inwestycją byłaby nowa książka Jamiego Olivera. ;)
A jakie książki Wy lubicie? Które kucharskie uważacie za godne polecenia, a które w praktyce okazały się kompletną porażką?
9 komentarze:
odkąd mam internet w domu, prawie nie korzystam z książek kucharskich - zastąpiły je blogi i portale kuchenne :)
ale generalnie lubię serię "z kuchennej półeczki" - małe, poręczne i wszystko opisane krok po kroku.
Hej Inna! Dzieki bardzo za ciekawa wypowiedz na temat ksiazki o kafejkach :) bardzo fajnie opisalas zawartosc, juz mam pojecie o co chodzi i wlasnie szkoda, ze ksiazka nie zupelnie udana, bo temat jest bardzo ciekawy :)Dzieki za komentarz, jak bedziesz zainteresowana - zapraszam do nowej tym razem juz gdanskiej kafejki: http://whereareyouolga.blogspot.com/2009/05/4-shadows-of-indigo.html Tez przez przypadek zoryjetowalam sie, ze ta sama autorka co napisala o kafejkach literackich, napisala o Shakespeare and Company - kultowym sklepie literackim w Paryzu, o ktorym niedawno pisalam: http://whereareyouolga.blogspot.com/2009/05/your-whimzical-bookshop.html Ksiazka sie nazywa: Sylvia Beach's Shakespeare and company: Port of call for American expatriates.
Osa, z tej serii, o której piszesz, mam książeczkę o deserach z czekolady. Jest tam sporo fajnych przepisów. :)
Olga, też żałuję, że mnie ta książka nie powaliła na kolana ;) Oprócz tego, o czym napisałam w poście jest jeszcze jedno małe "niedopatrzenie" za strony autorki - nie ma ANI JEDNEJ polskiej kawiarni. :/
Ostatnio w Sztokholmie zamiast przewodnika kupiłam sobie książeczkę o podobnym charakterze "Cafe Stockholm", w której opisano najfajniejsze zdaniem autorki kawiarnie szkokholmskie. Zwiedzanie miasta z takim przewodnikiem (format jak najbardziej poręczny) okazało się bardzo przyjemne, a dwie kawiarnie (i jedna herbaciarnia, którą tam umieszczono dla równowagi) rzeczywiście okazały się godne polecenia.
OOO! To ja mam podobnie. Jedna półka w mojej sypialni zarezerwowana jest dla książek kucharskich. Ogólnie ciężko wejść ze mną do księgarni- bym się nie przywiązała na śmierć i życie do jakiejś książki. jak nietrudno zauważyć do moich ulubionych należą książki z deserami, choć ostatnio fakt - też nie trafiłam z zakupem :(
druga półka to przewodniki dekoratorskie i dla plastyków, czyli jak zrobić coś z niczego.
Trzecia - książki pedagogiczne - z sentymentu, tudzież psychologia, resocjalizacja,
czwarta - proza z naciskiem na fantastykę. książek które nie służą mi na co dzień staram się nie kupować bo wypożyczę sobie w bibliotece - ale niektóre po prostu MUSZĘ! i już! jakoś lepiej się czuję wiedząc że je mam
Dwie pozostałe półki są pana męża czyli historia, mapy, przewodniki..
A i jeszcze segment u dzieci:)
Ale się rozpisałam
Koty to taki średni temat dla mnie, za to skrzyżowanie ciekawostek o artystach pierwszej i drugiej awangardy z opowieścią o kawie to brzmi zdecydowanie inspirująco. Cena jest rzeczywiście trochę odstraszająca, ale jak widać na przykładzie Jamiego - jak komuś zależy, to cena nie ma aż takiego znaczenia.
A jeśli chodzi o książki - kucharskie - w większości pierwsze czytanie odbywa się w łóżku - jakkolwiek dwuznacznie by to nie brzmiało. Kolejne powroty - najczęściej w salonie w fotelu przy dobrej kawie, bądź przy biurku w pracowni kiedy szukam inspiracji. Bardzo, bardzo rzadko używam ich w kuchni.
Wieeelkie albumy - uwielbiam! Najczęściej przeglądam na biurku żony, bo na moim nie ma miejsca żeby je rozłożyć - wszędzie walają się notatki z bieżących i starych projektów, płyty CD z danymi, całą masa ołówków, kredek i długopisów, kartek z niedokończonymi rysunkami i takie tam...
Notatki robię często w starych książkach kucharskich na marginesie - znalazłem w domu gdzie teraz mieszkamy jakieś książki mojej babci - wydawane w głębokiej komunie - sporo przepisów nie tyle mi się podobało co podsunęło pomysły na zupełnie nowe przepisy - wtedy notuję cały przepis na marginesie. Chyba jeszcze żadnego nie zrealizowałem :P
Jeśli chodzi o wpadki w zakupach - raczej nie mam takich - zazwyczaj spędzam sporo czasu w księgarni dokładnie wertując upatrzoną ofiarę.
Ale poleciałem - drugiego posta Ci praktycznie napisałem. ;)
Mico, dla mnie ten album o kotach to był pierwszy krok w kierunku bliższych uczuć do tych zwierząt. ;)
Co do wpadek, to ja niby też w księgarni się z książkami zapoznaję, ale mimo wszystko bywa tak, że na coś się napalę, kupię, a potem okazuje się, że "do zrobienia" to tam jest niewiele rzeczy.
damquelle ja też tak mam, że niektóre książki po prostu MUSZĘ mieć. Pocieszam się, że to i tak bardziej ekonomicznie, niż gdy podobne wrażenie odnosi się do butów czy bielizny. Gdybym kupowała wszystkie buty, które "muszę mieć", już dawno poszłabym z torbami. ;)
Zosiu, takie zwiedzanie zyskuje moją aprobatę. :) Szkoda, że nie ma wersji warszawskiej, ciekawe, co autorzy by polecali.
Heh ;) Jak wchodzę do księgarni - pierwsze kroki kieruję na dział kulinarny. Zawsze! Na Malcie spędzałam w nich dłuugie godziny, bo książki mieli piękne - ach te smakowite i pięknie wystilizowane zdjęcia jedzenia ;)
Też polecam "Z kuchennej półeczki" Z tego samego formatu "Smaki Hiszpanii", "S. Turcji", "S. Grecji" i "S. Francji" - takie czerwone okładki. Fajne przepisy, mało pracochłonne i nieskomplikowane.
Chociaż, i tak moja ulubiona książka, to ni mniej ni więcej - o zupach ;) --->
http://kosawtalerzu.blogspot.com/2008/10/namitne-inspiracje-midzy-kartkami.html
Bajdełejem - z tej serii są jeszcze "Zapomniane warzywa" z też cudownymi aranżacjami.
Sama też kupuję książki, które przeczytałam, a mam teraz, bo mi się spodobały i chciałam, żeby i u mnie się kurzyły na półce. Tak było m. in. z "Grą w klasy" Cortazara :)
Aha! Też bym chciała taką książkę o kotach - zazdraszczam okrutnie, ot co! ;))
Książka o kafejkach brzmi bardzo obiecująco (mimo wad!). Jeśli lubisz tego typu knigi, polecam Ci "Kaffehaus" Ricka Rodgersa - o współczesnych kawiarniach, których historia sięga Austro-Węgier. Są też przepisy, często trudne i wymyślne, ale jednak!
Ja jestem uzależniona od książek kucharskich i nie potrafiłabym wymienić jednej ulubionej. To jakiś temat-rzeka, który chyba nigdy się nie skończy.
I też już nikomu nie pożyczam nauczona, że nie warto. Druga fascynacja - książki o ogrodach i roślinach. Wystarczy mi do szczęścia choćby oglądanie ich przed snam. Ach, jaki świat jest piękny... :))
Prześlij komentarz