Pizza lejt – kofi fri, czyli korespondencja z Portugalii

„Aj giw ju e kofi fri bikołz jor pizza łos lejt” – powiedziała mi urocza Portugalka kiedy kończyłem wczorajszą kolację. Akcent był koszmarny, podobnie niestety jak rzeczona pizza. Cóż, trafiłem do kurortu w najgorszym znaczeniu tego słowa (Algarve, koło Faro, na samym południu Portugalii). Nie polecam, nic fajnego, o niebo lepiej jest na zachodnim krańcu Portugalii, chociażby w Estoril. Algarve jest paskudnie modne wśród Niemców i Anglików (naprawdę nie wiem, która nacja jest gorsza na wakacjach, jedni i drudzy zachowują się jak szarańcza).


Ale zostawmy emerytów, którzy wygrali wojnę razem z emerytami, którzy przegrali wojnę, a skupmy się na tym, co naprawdę ważne – na kawie. Tak jak pisałem: kurort koszmarny, akcent koszmarny, pizza koszmarna. Ale kawa – kawa nie koszmarna, a nawet znakomita. I to wcale nie dlatego, że gratisowa.


Swoją drogą, w Polsce niestety nigdy się nie spotkałem z czymś takim. A tutaj – pani sama z siebie przyszła i zaproponowała darmową kawę, bo spóźniła się z pizzą. Rzeczywiście, trochę się naczekałem, ale nawet nie zwróciłem jej uwagi, nic nie powiedziałem, ani nawet nie miałem skwaszonej miny, bo w oczekiwaniu na kolację raczyłem się winkiem (też nie koszmarnym). Co więc miałem zrobić? Odmówić kawy po kolacji, w dodatku gratisowej? To przecież grzech, a już Wam pisałem, że ja w delegacjach nie grzeszę.


Dla porządku – knajpka nazywa się Spazio Venezia i znajduje się w marinie w Algarve. Jest jedną z wielu włoskich knajpek, obok stoją też trzy chińskie, dwie indyjskie, dwie japońskie, Pizza Hut, McDonald’s, trzy restauracje fusion i kilkanaście pubów nastawionych na Anglików (codziennie transmisje meczów piłkarskich na wielkich telebimach, angielskie piwo i fish&chips – doprawdy nie rozumiem, po co jadą na wakacje, skoro za granicą robią dokładnie to samo, co u siebie?!). Wracając do sedna: portugalskiej knajpy nie znalazłem ani jednej.


Jak na nie znoszę kurortów! Nawet jeśli „giw mi e kofi fri”...

J.

dodajdo.com

8 komentarze:

Fajny pomysł mieliście (miałyście?) z gościnnymi korespondencjami, jeszcze się z tym na żadnym blogu nie spotkałam. I muszę przyznać, że zazdroszczę J. takiej wyprawy. Portugalia to moje ciagle niespełnione marzenie.

ps Dawno nie było żadnego przepisu.. To taka moja prośbo-sugestia. może jakaś kawa na zimno?

A zgodzę się z przedmówcą. Kawa w portugalii wspaniała. Na każdym rogu, w byle bistro pyszna. Polecam natomiast pólnoc Portugalii. Mało turystów, piekne widoki, doskonałe ryby i te ciastka...do kawy rzecz jasna.

Kocham Portugalię nie tylko za pyszna kawę:) Wracałabym najchętniej co roku...

Przepis na pewno jakiś wkrótce będzie, wezmę pod uwagę sugestię co do tej mrożonej kawy.:)

Co do uroków Portugalii - J. już kiedyś tam był, i bardzo mu się podobało. Teraz trafił do zupełnie innego miejsca i narzeka na turystów.
Ale nic straconego, pewnie kiedyś pojedziemy tam razem i wtedy korespondencje oprócz opisów dobrej kawy zawierać będą także opisy widoków i jedzenia. ;)

Zachwytów nad kawą nie widzę, co mnie dziwi, bo z mojej ubiegłorocznej włóczęgi po Portugalii przywiozłam właśnie kawę w ziarenkach. Kiedy się skończyła, płakałam rzewnymi łzami. Tam jest tak, że nie trzeba się jakoś strasznie wysilać, żeby znaleźć dobrą - nie warto w tym celu iść do restauracji, bo cała Portugalia jest obrośnięta ogromną siecią większych i mniejszych lokali pod wspólnym szyldem Delta Cafe. Espresso, w zależności od lokalizacji kawiarni, kosztuje 1 lub 2 euro. Jest boskie. Nie gorzkie, nie kwaśne, czarne jak smoła, z delikatną cremą. Podobno Portugalczycy palą kawę ciut inaczej, stąd łagodny smak i silny aromat. Tak przynajmniej zeznali właściciele sieci, do których napisałam już z Polski, zrozpaczona, pytając, skąd u diabła mam wziąć ich kawę, skoro się uzależniłam, a jestem tu, a nie tam.
Reasumując, Portugalia jest dla mnie przykładem na to, że czasami możliwa jest znakomita jakość za bardzo niską cenę (za półkilogramowe opakowanie ziarenek do espresso Delta zapłaciłam w lokalnym supermarkecie 2,5 euro).

Natomiast w kwestii Algarve zgadzam się niestety. Tłok, smród frytek, nic fajnego. Chociaż Przylądek św. Wincentego robi wrażenie. Polecam raczej kontynentalną Portugalię, zwłaszcza miasteczko Evora.

Kawa w ulubionej cenie (czyt. darmowa ;)) Fajnie - wszędzie taki dobry obyczaj powinien być.

J. się zagościł na dobre na kawowym :)

A propos przepisów - chyba znowu popełnię jakieś ciacho kawowe, bo co do Was wejdę, to mi się od razu czegoś kawowego zachciewa ;))

Matko i córko... To autor notki nawet nie wie gdzie był na urlopie? Wiem, że notka sprzed 3 lat, ale jako że miałem okazję mieszkać przez spory czas w Portugalii i mam wielką sympatię do tego kraju to muszę cos napisać.

Algarve to administracyjny (i nie tylko) REGION Portugalii, nie miejscowosć... Może był Pan w Tavirze, Faro, Lagos, Portimao, Albufeirze - wszystkie leżą w REGIONIE Algarve. Ale nie był Pan na pewno w marinie w MIEJSCOWOSCI Algarve.

Trochę smutno, że ludzie którzy wyjeżdżają za granicę, szczególnie daleko, czyli w założeniu dosć majętni, co za tym idzie na tyle zaradni żeby te pieniądze zarobić, mogą się okazać takimi ignorantami, że nie wiedzą gdzie jadą na urlop... I nie chodzi mi tylko o ten przypadek.

No tak lubię Portugalię, że muszę jeszcze jeden komentarz zostawić.
Autor pisze: "o niebo lepiej jest na zachodnim krańcu Portugalii, chociażby w Estoril."

Estoril to też turystyczny kurort i ma tyle wspólnego z Portugalią jak Benidorm z Hiszpanią...