Jezus pije kawę

Cóż, przynajmniej na zdjęciach Michaela Belka z kolekcji The Journeys with Messiah. Projekt jest zupełnie wyjątkowy - Belk, fotograf mody, od lat współpracujący z pismami takimi jak Vogue czy Elle, postanowił pokazać, jak mógłby wyglądać Jezus, gdyby żył w XXI wieku.  - Chciałbym by ta kolekcja - mówi autor - obdarła chrześcijaństwo z jego „religijności,” z powodu której tak wielu ludzi się odwróciło, a pokazała samo sedno jego przesłania, tego kim jest Jezus i czego nauczał

Trzeba przyznać, że zdjęcia robią wrażenie, i to niezależnie od religijnych przekonań odbiorców. Są po prostu świetne z fotograficznego punktu widzenia. Co ciekawe, Belk sam sfinansował cały projekt, który kosztował 600.000 dolarów i trwał ponad półtora roku, a zrealizowany został we Włoszech, w tym samym mieście, w którym Mel Gibson kręcił Pasję. 


Mnie od razu wpadła w oko fotografia, na której Jezus gra w Monopoly i popija espresso, choć prawdziwy Jezus, żyjący jakieś 2 tysiące lat temu, nie miał szans napić się kawy. Wprawdzie ziarna kawowca znali już Etipoczycy w I tysiącleciu przed naszą erą (pili ziarna gotowane z masłem i solą - fuj!), ale na Bliski Wschód dotarły dużo później, podobnie, jak do Europy i Polski.
dodajdo.com

Tu twoje auto, zatrzymaj się na kawę!

Samochód, który przypomina o tym, że kończy się paliwo, albo olej silnikowy - standard. Taki, który informuje o braku płynu do spryskiwaczy, wody w chłodnicy czy innego borygo - też coraz częściej. Ale taki, który sprawdza poziom kawy w ogranizmie kierowcy? Tak, tak! Właśnie zaczęłam na niego zbierać. Brakuje mi jeszcze tylko 249 950 złotych.





Szczerze mówiąc, nie znam się na samochodach. Interesuje mnie głównie wygląd, ilość podręcznych schowków i wygoda. Kwestie bezpieczeństwa? No, muszą być pasy, przydałaby się poduszka powietrzna. Nazwy skomplikowanych systemów ABS, AMBA, LKAS, NVA, SLAS, ILS, AB i wiele innych, mówią mi mniej więcej tyle samo, co HWDP i KGB...

W skrócie chodzi o to, że samochód jest mądry i dba o bezpieczeństwo na niespotykanym wcześniej (może tylko w Volvo) poziomie. Jeden system dba o to, by nie oślepiać światłami kierowców jadących z naprzeciwka, inny włącza wibracje na kierownicy kiedy zmienimy pas bez użycia kierunkowskazu, kolejny rejestruje znaki ograniczenia prędkości i daje znać, gdy za bardzo naciskamy na gaz. Są jeszcze systemy sprawdzające, czy nie jedziemy za blisko poprzedzającego nas samochodu i reagujące w razie zagrożenia kolizją. Ale najbardziej i tak zaimponował mi system kawowy - to znaczy sama go tak nazwałam, nie wiem, jaka jest jego oficjalna nazwa.



Jak to działa? Mercedes monitoruje nie tylko drogę i jej otoczenie, ale także kierowcę. Sprawdza wiele rzeczy, między innymi częstotliwość mrugania oczami, siłę nacisku na pedały, ruchy rękami na kierownicy. Kiedy dojdzie do wniosku, że kierowca jest zbyt zmęczony, na desce rozdzielczej zapala się ikonka filiżanki kawy. I choć brzmi to, jak jakieś science fiction, to jest to rzeczywistość. "Tu twój samochód. Szefie, jesteś zmęczony, robisz się senny. Stań na kawę, bo inaczej czeka mnie prostowanie pogiętej blachy".

Niniejszym informuję, że właśnie zaczęłam zbierać na takie auto. Jak ktoś chce się dorzucić, zapraszam.

PS Zainteresowanym tematem polecam artykuły:
Duże Volvo mówi: Stary, zatrzymaj się na kawę
Mercedes klasy E - bez słabych stron
Mercedes wciąż na szczycie
dodajdo.com

Literatura orgazmiczna z kawą w tle

Nie lubię tego robić. Staram się zawsze odłożyć tą chwilę w czasie ile tylko mogę, ale w końcu przecież trzeba skapitulować, postawić ten ostatni krok i się pożegnać.

Ostatni raz tak się czułam czytając "Szkarłatny płatek i biały" Fabera i teraz, kiedy przewracałam osiemsetną stronę trzeciego tomu "Millenium" Stiega Larssona czułam dokładnie ten sam żal - ale jak to? W sensie, że co oni teraz będą robić i dlaczego ja już się tego nie mogę dowiedzieć? Ja chcę więcej! Ze też Larsson był tak bezczelny, by odejść z tego świata w tak młodym wieku!

Po "Millenium" sięgnęłam zachęcona Waszymi komentarzami pod wpisem o miejscu Szwecji w rankingu największych światowych kawoszy. I od pierwszego tomu notowałam sobie kreseczki na zakładce za każdym razem, kiedy bohaterowie pili kawę. I wiecie ile tego było? Tom pierwszy: 93 razy na 634 strony. Tom II: 80 razy na ponad 700 stron. I wreszcie tom III: 103 razy na 800 stron. Przyznacie, że nieźle, co? Kreseczkis tawiałam tylko wtedy, kiedy opisywane było picie kawy. Statystyki użycia słowa "kawa" na pewno byłyby wyższe. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to nic dziwnego wobec ponad 2 tys. stron kryminału. Bzdura to. W większości książek nie znajdziemy w ogóle wspomnienia o kawie. To po prostu świetnie odzwierciedla zwyczaje Szwedów - zresztą, całe "Millenium" jest zwierciadłem szwedzkiego społeczeństwa.

Co znamienne, bohaterowie Millenium kawę piją niczym wodę i nie przywiązują do tego wiekszej wagi. Piją ją głownie w kubkach ceramicznych, ale tez w plastikowych kubkach z automatu, w filiżankach, z termosu, w pracy, w domach, na stacjach beznynowych, w kawiarniach. Wszędzie. Wódkę piją dwa razy, a piwo z pięc na całe trzy tomy. Kawą zaczynają dzień, kawę popijają w pracy i kawą przyjmują się na wieczornym spotkaniu. A mimo to kawa wcale aż tak się w oczy nie rzuca. Stanowi naturalne tło, z czasem nie zwraca się na nią uwagi.

Chciałabym tu napisac coś więcej o tej znakomitej trylogii, ale nie chcę zepsuć Wam frajdy. To jest naprawdę świetna literatura. I u mnie, i u I.nnej sa już zapisy na czytanie, kilka osób z mojego otoczenia już podbiło statystyki sprzedaży. To nie jest jakiś tam bestseller nad rozlewiskiem. To jest jedna z najlepiej napisanych historii jakie czytałam (inna rzecz, że tłumaczenia się dość różnią, zdecydowanie najsłabiej przetłumaczony jest tom I).

Przeczytajcie to koniecznie, ale bądźcie ostrożni. Dość powiedzieć, że I.nna zakmnęła się w domu na cały dzień, a ja prawie zrujnowałam swoje życie małżeńskie, czytając w łóżku przez miesiąc od wieczora do późnych godzin nocnych. I na koniec, kiedy już starałam się czytać jak najwolniej, by sobie przedłużyc przyjemność, pomyślałam, że z "Millenium" jest jak z orgazmem: po każdym wydaje się, że lepiej już być nie może. A potem - surprise! - jednak jest! Tak samo każda kartka "Millenium" buduje napięcie i nie pozwala nam się znudzić. Myśli się: jeszcze jedną stronę, jeszcze pół i gaszę światło, ale na tej następnej dzieją się już takie rzeczy, że - no sorry - nie można tak po prostu iść spać, kiedy akurat Lisbeth Salander...
Ech, na tym muszę poprzestać. Zaprawdę powiadam Wam, kupując "Millenium" kupcie od razu trzy tomy, przeprowadźcie wcześniej poważną rozmowę z rodziną, przygotujcie sobie zapasy ulubionych napojów i przekąsek, wygodne legowisko, na wszelki wypadek uprzedźcie szefa, że możecie jutro nie przyjść do pracy i zróbcie to. Będzie bosko.

Stieg Larsson "Millenium", wyd. Czarna Owca
Tom I: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet. Tom II: Dziewczyna, która igrała z ogniem. Tom III: Zamek z piasku, który runął.

PS: Acha, i jeszcze jedno: lektura grozi nabraniem lewicowych sympatii;) Więcej o tym bardzo słusznie pisała Kinga Dunin w Wysokich Obcasach.


dodajdo.com

Jaki młynek?

Nic nie może się równać z zapachem świeżo zmielonej kawy. Trudno to sobie wyobrazić, dopóki się nie spróbuje. Choć codziennie robię kilka kaw w ekspresie, to tak naprawdę zapach kawy po wejściu do mieszkania poczułam dopiero wtedy, gdy zainwestowałam w młynek. Różnica jest powalająca. Serio. Świeżo zmielona kawa pachnie i smakuje inaczej. Nawet najtańsze ziarna zmielone tuż przed zaparzeniem gwarantują, że w filiżance znajdzie się coś o niebo lepszego niż wtedy, kiedy użyjemy paczkowanej "mielonki". Tylko, że ziarna trzeba w czymś zmielić...

Żarna czy ostrza?
To jedno z podstawowych pytań, jakie trzeba sobie zadać przed zakupem młynka. Młynki ostrzowe mają jedną zaletę. Są tanie. Poza tym nie można powiedzieć o nich nic dobrego - rozcinają ziano na maleńkie, niejednolite kawałki, dzięki czemu mamy w jednej porcji wszystkie możliwe rozmiary drobin kawy. Żeby uzyskać w miarę jednolity stopień zmielenia kawy, trzeba wydłużyć czas mielenia, a efekt i tak nie jest najlepszy - mamy dużo kawowego pyłu (zatyka filtr i powoduje, że napar jest gorzki), a kawa w trakcie mielenia nagrzewa się i traci aromat.

Co innego żarna, które nie tną ziaren, tylko je rozcierają. Idealne powinny być wykonane z odpornego na ścieranie materiału, powinny mieć karbowaną powierzchnię i dobrze by było, gdyby poruszały się wolno. Wolne obroty powodują trzy rzeczy: po pierwsze, kawa się nie nagrzewa; po drugie - powstaje znikoma ilość kawowego pyłu; po trzecie - żarna wolniej się zużywają. Jeśli chcemy mieć szybkomielący młynek, to lepiej, żeby miał duże żarna, a nie dużą liczbę obrotów na minutę.

Regulacja płynna czy skokowa?
Każdy żarnowy młynek ma pokrętło, służące do regulacji grubości mielenia ziaren. Kręcąc nim możemy zmieniać odległość między żarnami. Różnica polega na tym, że jedne mają podziałkę stopniową, a inne nie. Jeden stopień na podziałce jest w stanie zmienić długość ekstrakcji o ok 5 sekund. Jeśli korzystamy z french pressu czy kawiarki, nie ma to aż takiego znaczenia, ale w przypadku ekspresu ciśnieniowego może się okazać, że skoki są za duże i z espresso nici. Dlatego warto zainwestować w młynek z płynną regulacją. Pozwoli nam to idealnie dostosować stopień zmielenia kawy do naszego ekspresu.

Ręczny czy elektryczny?
Pewnie każdy miał kiedyś w domu młynek z pokrętłem i szufladką. Urządzenia te zostały niemal zupełnie wyparte przez elektryczne młynki ostrzowe, w których oprócz kawy mieliło się także przyprawy czy cukier. Polecam więc wszystkim, którzy zaczynają kawową przygodę poszperać u dziadków albo wybrać się targ staroci. W Warszawie na Kole (na rogu Obozowej i Ciołka) takich młynków jest sporo i można je kupić za grosze (kilkanaście złotych), więc pewnie w innych miastach też. Ręczny młynek ma w zasadzie tylko tę wadę, że jest ręczny. Na jedno espresso potrzebujemy ok 7 g kawy, a więc jakieś 50 ziaren. Zmielenie takiej ilości kawy to tylko 1,5 minuty kręcenia (sprawdziłam!), gorzej jeśli mamy gości ;)

Porządny elektryczny młynek to już spory wydatek. Poszperałam w internecie i w skrócie wygląda to tak: młynki za 200-300 zł nie są warte swojej ceny, a te lepsze zaczynają się od 500 zł (Ascaso, Demoka, Solis Scala), nie mówiąc już o Mazzerze (ach...), którego najtańszy model, Mini (na zdjęciu), kosztuje 2,5 tys zł.  Niestety, w tej dziedzinie nie ma złotego środka, czyli młynków dobrych i tanich. Poczytałam na ten tenat sporo na forum caffe prego (link). Wniosek jest taki, że tanie młynki dają słabe efekty i są awaryjne. Drogie są dobre, tyle tylko, że drogie. Polecam więc sprawdzoną metodę: oszczędzać i w oczekiwaniu na wymarzony, wypasiony młynek korzystać z ręcznego. Gwarantuję Wam, że poczujecie różnicę pomiędzy kawą mieloną, a świeżo zmieloną.
dodajdo.com

Mistrzostwa Świata dla Kawy

Kawa w domu? Jak najbardziej! Kawa w kawiarni? Pewnie! Kawa w biurze? Czemu nie. Ale w... szybowcu?!

Dziś będzie trochę nietypowo, bo o szybownictwie. Prawdę mówiąc - nie wiem praktycznie nic o tym sporcie, poza tym, że na swój sposób mnie pociąga. Nie wiem, czy kiedykolwiek odważyłabym się wsiąść do samolotu, który nie ma silnika, ale faktem jest, że zawsze lubiłam patrzeć na szybowce.



 fot. www.airworld.de

Czemu więc o tym piszę? To przecież jasne - powód może być tylko jeden. Jaki? Kawa! Sebastian Kawa. Ma 38 lat, z wykształcenia jest lekarzem, a zawodowo zajmuje się... zdobywaniem tytułów mistrza świata w szybownictwie. Na koncie ma już sześć złotych medali (ostatni zdobył kilka dni temu w Chile), o medalach mistrzostw Europy i innych, mniejszych imprez nie wspominając. Tyle zdążyłam wyczytać w internecie, kiedy przez ostatnie dni google codziennie informował mnie o wynikach szybowcowych mistrzostw świata (mam ustawiony google alert na hasło "kawa"). Swoją drogą ciekawe, czy Sebastian Kawa jest - tak jak my - fanem kawy.

Wiem z doświadczenia, że może być z tym różnie. Miałam kiedyś kolegę o nazwisku Pączek, który na pączki nie mógł patrzeć. Mam nadzieję, że w przypadku szybowcowego mistrza świata jest zupełnie inaczej i to właśnie kawa pozwala mu zachować tak niesamowitą koncentrację w powietrzu.

Tak czy inaczej - gratulacje, pana zdrowie, panie Sebastianie (toast wznosimy oczywiście kawą).
dodajdo.com

Jak zrobić espresso

Espresso nigdy dość. Poświęciłyśmy mu sporo miejsca na tym blogu, poczynając od jednego z pierwszych wpisów (Włoskie dobro narodowe), aż po niemal wszystkie relacje z kawiarni. Ale przypomnijmy jeszcze raz kilka podstawowych zasad:

  • potrzebna porcja świeżo zmielonej kawy: 7 g ±0,5
  • temperatura wody wypływającej z ekspresu: 88°C ±2°C
  • temperatura napoju w filiżance: 67°C ±3°C
  • ciśnienie wody w filtrze: 9 barów ±1
  • czas ekstrakcji: 25 s ±2,5 s
  • ilość naparu: 25 ml ±2,5 ml

A teraz część praktyczna. Znalazłam w internecie dobry filmik instruktażowy, i to po polsku, może się komuś przyda:



Tutaj z kolei widać najczęściej popełniane błędy - zbyt szybka/wolna ekstrakcja. To kwestia zmielenia - jeśli kawa jest zbyt drobno zmielona, woda nie chce przez nią lecieć, jeśli zbyt grubo, woda przelatuje za szybko i mamy lurę w filiżance. Szanse, że paczkowana kawa jest zmielona idealnie pod nasz ekspres są nikłe, nie mówiąc już o tym, że w takiej mielonej kawie nie ma tylu olejków aromatycznych co w świeżo zmielonej. Dlatego do zrobienia espresso potrzebujemy młynka.



To tyle teorii, a teraz... do roboty. W parzeniu kawy - jak w każdej innej dziedzinie - trening czyni mistrza.
dodajdo.com

Chudnij z kawą

Pewnie się nie przyznacie, kto z Was zrobił postanowienia noworoczne i umieścił wśród nich schudnięcie. Jeśli jednak skrycie myślicie o zrzuceniu kilku kilogramów, choćby dla zdrowia, wyczytałam coś ciekawego.

Tak, tak, oczywiście mnie tez śmieszą laski (bo to zwłaszcza dotyczy kobiet), które między deserem a kolacja nacierają się różnej maści kremami o działaniu wyszczuplającym czy ujędrniającym. To se ne da. Ale jesli takie kremy stosujemy razem z dietą i treningiem, mogą nam odrobine pomóc.

No i teraz clue: zgadnijcie, co jest najbardziej skutecznym składnikiem w kremach tego typu? Hę? Oczywiście kofeina i kawa. Jak donosi serwis Odwazsie.pl czysta kofeina jest najpopularniejszym, bo najskuteczniejszym składnikiem kremów wyszczuplających, czasami dochądząc nawet do 10% stężenia. Skutecznosć kofeiny wzmacnia obecnosć L-karnityny, guarany i imbiru.

Dalej czytamy: Oczyszczanie i spalanie tłuszczu obecnego w komórkach tłuszczowych doskonale pobudza zielona (niepalona) kawa. Dokładniej - zawarty w niej kwas chlorogenowy. Substancja ta opóźnia przyswajanie cukrów i zapobiega magazynowaniu ich pod postacią tłuszczu.

Więcej na temat innych pożytecznych składników znajdziecie klikając tutaj. Z kolei serwis Stylistka.pl podaje przepis na peeling z kawy. Polecam Wam zapoznac się z tekstem. Zabieg niezwykle miły i pożyteczny, nie mówiąc o tym, że chłopaki moga zafundowac takie małe domowe SPA swojej kobiecie. Efekty, myślę, zadowolą obie strony;)

A wracając do postanowień noworocznych, wcale to nie jest taki zły pomysł, pod warunkiem, że postanowienia sformułowane są w jasny sposób a ich realizacja jest wymierna - cyzli "będę lepszym cżłowiekiem" nie jest dobrym postanowieniem, ale już "nie będę podnosiła głosu w domu" już tak. Ja zrobiłam w tym roku takie postanowienia, pierwszy raz w życiu, od razu pięć, podobnie Piter, następnie je sobie wzajemnie parafowaliśmy i powiesiliśmy na lodówce. Żeby nas zawstydzały, w razie potrzeby.

dodajdo.com

Coviglia al caffè

Jak wiadomo na ból gardła, chrypkę i inne tego typu dolegliwości nie ma nic lepszego niż lody. Działają przeciwbólowo, zmniejszają obrzęk gardła i mogą się przyczynić do wybicia bakterii powodujących chorobę, które bardzo nie lubią zimna. Coviglia al caffè, czyli słynne neapolitańskie lody w wersji domowej, dedykuję więc wszystkim tym, którzy (podobnie jak ja) cierpią z powodu bólu gardła i braku ochoty na kawę. Przepis z książki "Znane i nieznane dania kuchni włoskiej" Małgorzaty Caprari.

4 żółtka,
3 białka,
2 filiżanki espresso,
25 dag cukru,
półtorej szklanki ubitej śmietany kremówki,
odrobina soli 

Żółtka utrzeć na krem z czterema łyżkami cukru. Pozostały cukier wymieszać z gorącą kawą (powinien się rozpuścić), ostudzić i delikatnie połączyć z utartymi żółtkami. Białka ubić ze szczyptą soli na sztywną pianę. Delikatnie połączyć masę kawową z ubitą śmietaną i białkami. Przykryć folią aluminiową i wstawić do zamrażalnika na kilka godzin. Można od czasu do czasu zamieszać.

A kiedy lody będą gotowe, należy się z  nimi zaszyć przed telewizorem, najlepiej z jakimś włoskim filmem, jak Cinema Paradiso czy Malena (w całości na youtubie).


dodajdo.com