Dead Man Eating

Do tego postu zainspirowała mnie Ania ze Strawberries from Poland. Kiedy przeczytałam jej post pt. A na ostatni posiłek zjadłabym... nie mogłam przestać myśleć o tym, co powinnam wstawić w miejsce tych trzech kropek? 

Nie umiem się zdecydować. Nie mam jednego ulubionego dania. To, na co mam ochotę związane jest z porą roku, miejscem pobytu, nastrojem. Dziś pewnie zamówiłabym pieczony antrykot z zasmażanymi buraczkami. W wykonaniu J. jest tak pyszny, że zawsze w pewnym momencie odkładam sztućce i jem go palcami, obgryzając wszystko do ostatniej kosteczki. Buraczki w ubiegłym tygodniu jadłam trzy razy i ciągle nie mam dość ;) Ale równie dobrze mogłoby to być risotto z kurkami, zupa ogórkowa mojej mamy, pajda świeżego chleba z powidłami ze słodkich węgierek albo lody. Jedno jest pewne. Na koniec poprosiłabym o espresso.

Something in my head was just saying "Kill, kill, kill"...
Skojarzenia z ostatnim posiłkiem skazańca nasuwa się niemal automatycznie. W poszukiwaniu informacji na temat tego, co więźniowie z celi śmierci chcą jeść trafiłam na bloga Dead Man Eating (to gra słów - "dead man walking" mówi się w więzieniu, prowadząc skazańca na egzekucję.) Każdy post to imię, nazwisko, data śmierci i menu. W niektórych przypadkach jest napisane, za co dostał wyrok albo jakie były jego ostatnie słowa. Fascynująca lektura. I wbrew pozorom zmusza do refleksji. Uwierzycie, że ktoś, kto prosi o litr lodów śmietankowych i brownies z orzechami mógł kogoś zgwałcić, zamordować i poćwiartować?

- Steki, szparagi, brukselka, ser feta, napój, ciastka i arbuz.
- Dwa herbatniki z masłem i miodem, dwa galony czarnej kawy ze śmietaną i cukrem oraz dwa duże kawałki kruchego ciasta z orzechami.
- Podwójny cheesburger, frytki i shake czekoladowy.
- Jedna czarna oliwka.

W tym, co zamawiają skazańcy trudno doszukać się jakichś zależności. Są tacy, którzy popuszczają wodze fantazji i robią listę kilkudziesięciu zachcianek. Inni udzielają szczegółowych wskazówek - stek ma być średnio wysmażony, a frytki koniecznie z keczupem Heinz'a. Myślę, że gdybym miała gotować dla skazańców, miałabym ogromną tremę. Bo co, jeśli okaże się, że nie o takie ciasto czekoladowe chodziło? Albo pieczeń nie będzie smakowała?



Najtrudniej byłoby zaakceptować, że ktoś sobie ostatniego posiłku nie życzy.  Kiedy czytam o tych, którzy odmówili wypisania wniosku o ostatni posiłek, ogarnia mnie jakiś żal... Autorzy dokumentalnego filmu Ostatnia wieczerza zastanawiają się nad znaczeniem tego zwyczaju. Czy to ostatni akt miłosierdzia dla więźnia, czy raczej próba dodatkowego pognębienia i pokazania mu, co traci? - pytają.  Myślę, że równie istotne jest to, co kieruje skazańcami, którzy nie chcą nic jeść. Czy to przejaw jakieś dziwnie pojętej dumy? Oznaka niepogodzenia się z losem? Próba ukarania samego siebie? A może chęć powiedzenia światu "Mam was w d... Skazaliście mnie na śmierć, więc nie udajcie miłosiernych"?

dodajdo.com

11 komentarze:

Tak się cieszę, że znalazłam kolejną fankę buraków! Dla mnie inne warzywa mogłyby nie istnieć!:)

ten blog o przestepcach, przestepstwie i ostatniej wieczerzy, jakos nie moge sie oswoic z faktem jego istnienia.

Samo pytanie to wlasciwie pytanie o ulubione potrawy. Takich mam na peczki i nie mam jednoczesnie, bo wybor zalezy od pory roku i mojego nastroju. Chociazby dzisiaj: odkrylam, ze uwielbiam kruche ciasteczka owsiane rodem ze Szwecji. A pol roku temu nie moglam ich przelknac.

Temat trochę przypomina mi wczorajszą rozmowę o alergiach pokarmowych: stwierdziłam, że z dwojga złego wolałabym mieć alergię na czerwone wino, niż na kawę. Myśl o obu potencjalnych sytuacjach sprawia, że mam dreszcze. Choć myśl o ostatnim posiłku w więzieniu, przed śmiercią, wywołuje dreszcze nieporównanie większe.

Ha, ja też po tym samym poście dużo myślałam o ostatnim posiłku. Choć przyznaję, że bardziej egoistycznie. Co by było gdybym dowiedziała się, że jutro umrę? Jak to bym się najadła, gdybym nie musiała myśleć, o chemii, cholesterolu i cukrach prostych. A może własnie i tak bym jadła z umiarem? A może by tak traktowac każdy swój posiłek jak ostatni. Za to idea bloga jakoś mi się nie spodobała. Ostatnie chwile wydają mi się sprawą dość intymną i jakiś smutek mnie ogarnia, gdy czytam o takich blogach.

Intrygujące. Zajrzałam na tego bloga i w sumie nie wiem, co mam myśleć. Dziwne wrażenie. Muszę się mu baczniej przyjrzeć, pomyśleć... rozważyć.
Zdecydowanie ostatni posiłek wydaje się czymś niemal mistycznym, transcedentalnym. Osobiście nie zastanawiałam się nad tym, co bym chciała zjeść. Odkrywam świat kulinarnych smaków, zapachów, połączeń. Nie wiem, jaką decyzję bym podjęła, gdybym miała się zdecydować. Cieszę się, że nie muszę. I - niezależnie od tego z jakiego powodu - współczuję tym, którzy taką decyzję podjąć musieli, czy była to odmowa posiłku, czy wybór przeróżnych kombinacji.

A teraz pomyślałam sobie, jak wielki odzew wywołał post Ani. Niesamowite :D

Oglądałam kiedyś w telewizji odcinek Cejrowskiego, który był kręcony w naszym krakowskim więzieniu ;) I było też o kuchni, choć u nas w Polsce nie ma kary śmierci, to zachcianki i nie tylko zachcianki - przeróżne. Podobno mają nawet dwa razy większą ofertę niż Wierzynek ;)

I.nna, nie masz pojęcia, jakie to genialne uczucie - przeczytać post inspirowany moim postem. Fakt, że 'zmusiłam' Cię do przemyśleń, które poszły w ciekawym kierunku, jest niesamowity. Zwłaszcza, że pociągnęłaś tę myśl i odkryłaś coś nowego. Na blog zaraz zajrzę, brzmi trochę zatrważająco...

Ślę Ci ciepłe pozdrowienia!

PS i piszesz o powidłach z węgierek, a ja przed chwilą dałam o tym notkę. Jak ładnie się złożyło :)

Ten blog nie jest przerażający. Tam są tylko suche fakty. Wszystkie te emocje dorabiamy sobie sami. Nie wiem, czy takie było założenie autora, ale jestem przekonana, że nie miał zamiaru szokować.

A wracając do pytania o ostatni posiłek - dla mnie to niekoniecznie musi oznaczać pytanie o ulubione danie. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś zamawia pierogi wcale nie dlatego, że lubi je najbardziej na świecie, tylko ze względu na to, z czym mu się kojarzą - ludzi, chwile, miejsca... Dlatego wydało mi się to takie ciekawe.

Jest takie powiedzenie: powiedz mi co jesz, a powiem ci, kim jesteś. Jak ktoś wybiera zestaw w McDonald'sa to może nie jest szczególnie godne uwagi, ale... co nam chciał powiedzieć człowiek, który chciał tylko jedną, czarną oliwkę?

Czytam, czytam i myślę... widziałam ten film.
Widziałam i o nim pisałam...
O... link :)