Święty Patryk i największa kawa świata

Dzisiaj St. Patrick's Day, który kojarzy mi się nieodmiennie i pewnie niezbyt oryginalnie z jednym z najpopularniejszych na świecie piw - Guinnessem. Co ja mówię, piw? W stosunku do Guinnessa nie używa się przecież określenia beer.

Nie wszyscy podążają za prostym skojarzeniem, że ten sam piwowy Guinness zapoczątkował słynne dzisiaj rekordy Guinnessa. A tymczasem tak właśnie było. Księga wydana przez browar po raz pierwszy w 1955 roku miała bawić piwoszy humorystycznymi historyjkami. Z czasem ewoluowała w stronę prestiżowej publikacji. Jeśli Irlandczykom gratulujemy Guinnessa, to Guinnessowi gratulujemy marketingowego perpetuum mobile, o jakim pomarzyć może większość marek.

Przy okazji Dnia Świętego Patryka pochodziłam sobie po stronie Guinnessa oraz oficjalnej witrynie rekordów w poszukiwaniu czegoś bliskiego naszej kawowej skórze. I znalazłam między innymi największą cup of coffee świata.

Rekord zainicjowany przez największego wietnamskiego producenta kawy, Vincafe Bien Hoa, padł w 2007 roku i miał za zadanie promować wietnamską kawę (notabene i tak jest jej dużo na rynku, w Polsce na przykład 90% dostępnej kawy jest made in Vietnam - pisałyśmy o tym tutaj).

Największą filiżankę świata budowało ponad 100 ludzi. Wykonana ze stali nierdzewnej, miała (ma nadal) 1,53 metra wysokości, 2,33 metra średnicy i ważyła ponad tonę. Swoją droga, uniesienie takiej filiżanki z małym paluszkiem w górze to dopiero byłby rekord;)

Ta filiżaneczka zmieściła ponad 3,5 tysiąca litrów kawy, zrobionej z 4 tysięcy litrów wody i - i tu niestety wielki żal - z 801 kg kawy instant (teraz jakieś zadanko maturalne, ile buraków znalazło się w tej filiżance;). Z drugiej strony, gdyby mieli zaparzyć wcześniej prawdziwą kawę, jak duże wykapowatko musieliby wcześniej zrobić?

Wietnamski rekord pobili co prawda Kolumbijczycy, którzy w tym samym roku zmajstrowali filiżankę mieszczącą ponad 4 tysiące litrów kawy, ale Wietnam dzierży palmę pierwszeństwa i poza tym, kto by się tam spierał o jakieś bagatela 500 litrów kawy, prawda?

I to by było na tyle. Miłego Dnia Świetego Patryka. I szykujcie młynki, bo nasze wspólne mielenie na pewno kiedyś dojdzie do skutku.
dodajdo.com

7 komentarze:

O, a Guinessa to ja bym się z przyjemnością napiła, mimo że niespecjalnie "piwowa" jestem... W ogóle jak tak się teraz nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że zdecydowanie bardziej smakują mi ciemne piwa - jasne pijam w zasadzie tylko dla towarzystwa (nie mówiąc już o tym, że najlepiej "wchodzi" mi Desperados ;))

Czyli dokładnie odwrotnie niż ja. Zdecydowanie wolę piwa jasne, najbardziej belgijskie oraz pszeniczne niefiltrowane, np. ukraińskie obolony jak równiez nie gardzę nigdy miodowym Ciechanem:)

Chciałabym kiedyś nauczyć się pić piwo i z kuflem siedzieć nad księgą rekordów Guinessa ;)

"ile buraków znalazło się w tej filiżance"
Nie mogę z Wami! :D

Piwa dużo używam... w kuchni (do pieczenia mięs i ryb). A tak poza tym, to - wstyd się przyznać - najbardziej smakują mi gingersy i inne takie "sikacze". Wiem, że to mało wyrafinowane, ale cóż począć...

osobiscie zaluje, ze rekord bito kawa rozpuszczalna. Zmarnowali okazje na zrobienie wykapaczki z plyty zeliwnej i probe sprawdzenia czy mozna lac wrzatek przez waz strazacki :-)

A od Guinessa, mimo wszystko, lepsze sa piwa belgijskie: i te potrojne czyli blond i te podwojne ciemne.

ja lubię Guinessa jedynie za jego wygląd, jest apetycznie gęsty:)

no i tyle buraków zmarnowali!! uuuwielbiam buraki i choć kawę też lubię to pchanie ich do kawy jest dla mnie psuciem buraka. i z drugiej strony psuciem kawy. oj, nie mogę się zdecydować co bardziej zepsute ;)

z piw wolę jasne ale muszę przyznać że Guiness wyjątkowo mi smakował z sokiem z czarnej porzeczki.