Oczywiście zakładamy, że wszystkie potrzebne produkty są na miejscu. Nie musimy iść do sklepu po sałatę, ani czekać aż nam się bułka upiecze. Wystarczy tylko ją podgrzać, przeciąć na pół, włożyć coś do środka i podać do stolika. Myślę, że pięć minut powinno na to wystarczyć. W 10 można by to zrobić, idąc do stolika o kulach.
Dzisiaj przekonałam się, że w kawiarni Il baretto na kanapkę czeka się 32 minuty... Że czas to pieniądz - wiadomo nie od dziś, ale w knajpce, o której piszę, to przysłowie nabiera zupełnie nowego znaczenia. Taka "długa" kanapka kosztuje bowiem 18 zł. I żeby jeszcze była warta swojej ceny i tego oczekiwania... Bułka, owszem świeża i przyjemnie chrupiąca, zawartość w porządku - jakiś schab, ogórek, kapusta pekińska i sos miodowo-musztardowy. W menu zachęcająco brzmiało "Sandwiche podajemy z sałatką dnia", w praktyce obok kanapki na talerzu była garść porwanej kapusty pekińskiej, tej samej co w środku. Dość przeciętnie, daleko do Subwaya, o kanapkach we włoskich knajpkach nawet nie wspominając. Ale przecież do kawiarni nie chodzi się na kanapki, tylko na kawę, prawda? A hasłem Il baretto jest "Zapraszamy na pyszną kawę".

Niestety, to tylko hasło reklamowe, które nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Nie ma znaczenia, że serwują tam Vergnano. "Espresso" miało przynajmniej 60 ml i było gorzkie, a crema miała dziurę na środku. A więc nie dość, że przegrzane, to jeszcze czas ekstrakcji dużo dłuższy niż to wskazane. Pewnie to kwestia zmielenia - wydaje mi się, że kawa była za drobna, przytkała filtr, przez co woda skapywała za wolno i stąd ten kwas... Nie wiem, nie pytałam, bo dziewczę, które nam to podało ,wyglądało tak, że i tak by nie odpowiedziało. Tym bardziej, że na wcześniejsze pytanie "Co z tą kanapką?" odpowiedziała: "No, robi się". A na kolejne "Ale tak długo?", stwierdziła: "No, niestety".
Espresso było rozczarowujące, cappuccino było tylko niewiele lepsze, głównie dlatego, że nie było go widać spod wielkiej czapy spienionego (mocno spienionego) mleka, posypanej zresztą sporą dawką czekolady. Wody oczywiście do tego nie dostaliśmy, a szkoda, bo taki kwas warto by było czymś popić. Swoją drogą to jakiś paradoks, że wodę w Polsce dostaje się zazwyczaj w takich kawiarniach, w których akurat nie ma potrzeby zabijania smaku kawy.
Ale wyszło zrzędliwie i krytycznie... No, dobra, żeby nie było. Wystrój był bardzo przyjemny, naprawdę, podobało mi się. Małe, sympatyczne stoliczki, ustawione pod oknem. Parapet występuje w roli ławki, siedzi się na bardzo ładnych poduszeczkach. Na ścianach klimatyczne czarno-białe zdjęcia i plakaty filmowe, przyjemna muzyka sącząca się z głośników, ładne lampki. I dziewczyna ładna. Szkoda, że taka głupiutka...
Il barettoul. Chmielna 98, róg al. Jana Pawła 2
Warszawa