Do Bistro Charlotte vel Chleb i Wino zajrzałam pół roku temu, na luźne spotkanie z moim starym znajomym. Wybraliśmy Plac Zbawiciela, bo było nam po drodze. A ja wykorzystałam okazję, by zajrzeć do nowego miejsca na gastronomicznej mapie miasta.
Właściwie odwiedziny te szczerze mnie ubawiły. Hej, pobawmy się w kawiarnię, która wcale nie jest trendy. To zabawa, którą zaproponowali właściciele, a gastronomiczni modnisie chętnie podjęli. Dzisiaj to, gdzie pijesz kawę, jest równie ważne jak to, gdzie kupujesz buty. Wspólny mianownik kolejnego sezonu to pozorne slow life, a w istocie wymuszone niewymuszenie. To dlatego, aby wejść do środka, musimy odbyć slalom pomiędzy siedzącymi na schodach przed lokalem klientami, którzy oparłszy się o swoje holendry zajadają bagietkę, która kruszy się na hipsterskie ubranka.
W środku powitał mnie wielki drewniany stół, betonowa podłoga, gołe ściany - fajnie. To lubię. Podeszłam do lady i zamówiłam sobie koszyk pieczywa (śniadanie Charlotte). Taki koszyk spożywa sie z wystawionymi przy tym wielgachnym stole specjałami: marmoladą, jakąś masą czekoladową, masłem i miodem (ale po pół roku pamięć mnie może mylić). Poprosiłam tez o espresso i latte. I obsłuzyłam sobie terminal, bo chłopiec za ladą akurat nie bardzo umiał (ale nosił conversy, więc pie****ić terminal!;).
Posiedzieliśmy, zjedliśmy i wyszliśmy. A mi nie chciałoby się nawet napisac o tym notki, gdyby nie fakt, że nastąpiło jakies zbiorowe szaleństwo na punkcie Charlotte. I jesli nawet Liska na Whiteplate, królowa wypieków, zachwyca się tym miejscem, to czas podzielić sie własnymi wrażeniami.
Być może trafiłam na kosz pieczywa długo czekający na swojego konsumenta, a może po prostu do tego zestawu wpadają zeschnięte kawałki, które nie zeszły do tostów. Być może można podawać latte w temperaturze ciała, ale ja nie jestem niemowlakiem, wolę coś bardziej gorącego niż 36,6. Oświadczam również, że serwowanie 200 ml świeżo wyciskanego soku z pomarańczy za 10 czy 11 złotych to zwykły obciach. Moi Drodzy Państwo, zapraszam do podobnych knajp w Danii i Szwecji, a zobaczycie, na czym rzeczywiście polega klimat kawiarnio-piekarni.
Jestem być może uprzedzona do miejsc masowego kultu, ale uważam, że jest coś żenującego w naszym sezonowym rzucaniu się na nowe lokale. Obecnie najlepszym lepem są oczywiście wszelkie hipsta' klimaty. Betonowa podłoga, drewniany stół i bagieta wystarczy, byśmy zachwycali się Charlotte. Jakość schodzi na drugi plan.
Karma po drugiej stronie Placu Zbawiciela, święcąca triumfy kilka sezonów temu patrzy na pewno zazdrośnie na tłumy wygrzewające się w słońcu na schodach (nigdy Wam nie opisałam mojej wizyty w Karmie za czasów jej świetności, toalety w opłakanym stanie i wszechobecnego smrodu papierosów).
Nawet jeśli Charlotte miała być miejscem bez nadęcia, to niestety, już to zepsuliśmy. Poczekam kilka sezonów, aż hipsterzy i spółka przerzucą się w inne miejsce. A tymczasem zamiast lajkować ją na fejsie, omijam z daleka i polubiłam fanpejdż "Opierdalam bagietę w Charlotte i rzucam okruchy biedakom z Planu B. (klik)*.
MagdaroWłaściwie odwiedziny te szczerze mnie ubawiły. Hej, pobawmy się w kawiarnię, która wcale nie jest trendy. To zabawa, którą zaproponowali właściciele, a gastronomiczni modnisie chętnie podjęli. Dzisiaj to, gdzie pijesz kawę, jest równie ważne jak to, gdzie kupujesz buty. Wspólny mianownik kolejnego sezonu to pozorne slow life, a w istocie wymuszone niewymuszenie. To dlatego, aby wejść do środka, musimy odbyć slalom pomiędzy siedzącymi na schodach przed lokalem klientami, którzy oparłszy się o swoje holendry zajadają bagietkę, która kruszy się na hipsterskie ubranka.

Posiedzieliśmy, zjedliśmy i wyszliśmy. A mi nie chciałoby się nawet napisac o tym notki, gdyby nie fakt, że nastąpiło jakies zbiorowe szaleństwo na punkcie Charlotte. I jesli nawet Liska na Whiteplate, królowa wypieków, zachwyca się tym miejscem, to czas podzielić sie własnymi wrażeniami.
Być może trafiłam na kosz pieczywa długo czekający na swojego konsumenta, a może po prostu do tego zestawu wpadają zeschnięte kawałki, które nie zeszły do tostów. Być może można podawać latte w temperaturze ciała, ale ja nie jestem niemowlakiem, wolę coś bardziej gorącego niż 36,6. Oświadczam również, że serwowanie 200 ml świeżo wyciskanego soku z pomarańczy za 10 czy 11 złotych to zwykły obciach. Moi Drodzy Państwo, zapraszam do podobnych knajp w Danii i Szwecji, a zobaczycie, na czym rzeczywiście polega klimat kawiarnio-piekarni.
Jestem być może uprzedzona do miejsc masowego kultu, ale uważam, że jest coś żenującego w naszym sezonowym rzucaniu się na nowe lokale. Obecnie najlepszym lepem są oczywiście wszelkie hipsta' klimaty. Betonowa podłoga, drewniany stół i bagieta wystarczy, byśmy zachwycali się Charlotte. Jakość schodzi na drugi plan.
Karma po drugiej stronie Placu Zbawiciela, święcąca triumfy kilka sezonów temu patrzy na pewno zazdrośnie na tłumy wygrzewające się w słońcu na schodach (nigdy Wam nie opisałam mojej wizyty w Karmie za czasów jej świetności, toalety w opłakanym stanie i wszechobecnego smrodu papierosów).
Nawet jeśli Charlotte miała być miejscem bez nadęcia, to niestety, już to zepsuliśmy. Poczekam kilka sezonów, aż hipsterzy i spółka przerzucą się w inne miejsce. A tymczasem zamiast lajkować ją na fejsie, omijam z daleka i polubiłam fanpejdż "Opierdalam bagietę w Charlotte i rzucam okruchy biedakom z Planu B. (klik)*.
Bistro Charlotte
Plac Zbawiciela
Warszawa
PS: Profesjonalną recenzję Charlotte serwuje Maciej Nowak na Warszawa.Gazeta.pl (klik) (stamtąd zaczerpnęłam wykorzystane wyżej zdjęcie). Polecam!
PS2: A co jest obecnie w modzie poza stolicą? Gdzie najlepiej zaparkować holendra we Wrocku, Poznaniu czy Lublinie? Wpisujcie miasta ;)
*Plan B. - mieszczący się nad Charlotte coraz mniej modny klub ;)