Jeśli espresso kosztuje więcej niż 2 euro (8 zł), to znak, że albo jesteście w Polsce, albo... w miejscu przeznaczonym tylko dla turystów. Włoch tyle nie zapłaci.
W Weronie są dwa miejsca tłumnie odwiedzane przez turystów. Jedno to dom Julii, drugie - starożytna rzymska Arena. Na starym mieście wręcz nie sposób się zgubić, prędzej czy później znajdziecie się bowiem przez jedną z tabliczek z napisem "Jeśli pójdziesz prosto/w lewo/w prawo dojdziesz do Domu Julii". A pod domem Julii można napisać swoje inicjały, "kocham Krzyśka" albo namalować serce przebite strzałą. Z kolei Arena jest z zupełnie innej bajki. Zbudowana w I wieku n.e. była miejscem walk gladiatorów, dziś odbywają się tam spektakle operowe. Plac wokół Areny to liczne knajpki i kawiarnie. Kawa, oczywiście, wszędzie powyżej 2 e.
Ale wystarczy zejść z głównego traktu, zignorować kilka tabliczek wskazujących "Casa di Giulietta" i już jesteście w Weronie nieturystycznej, gdzie cafe kosztuje mniej niż 1 euro i nikt nie mówi po angielsku. I przyznam, że właśnie to mi się najbardziej w tym mieście spodobało. Werona historyczna i Werona dzisiejsza to nie są dwa odrębne światy, one się przenikają i wystarczą dwa kroki, żeby zupełnie zmienić klimat. Można schować przewodnik, aparat upchnąć w torbie i spróbować zobaczyć, jak w tym mieście jest naprawdę. Jeśli dobrze opanowaliście podstawowe włoskie zwroty to jest spora szansa, że nikt się nie zorientuje, że nie jesteście stąd. Właśnie tak było w Cafe Anastasia tuż koło kościoła Św. Anastazji. Pan podał nam dwie kawy, a J. dostał jeszcze "La gazzetta dello sport". W kawiarniach i knajpkach jest zwykle taki ruch i gwar, że i tak nikt się nie będzie wsłuchiwał, tylko podadzą wam to, co im się wydaje, że chcieliście dostać. Włoski luz ma swój urok.
Przed wyprawą do Werony nie trzeba się uczyć włoskiego, ale koniecznie trzeba opanować jedno słowo: cavallo - czyli koń, albo raczej konina - specjalność tamtego regionu. Choćby ze względu na zaprzyjaźnionego konia Mefisto ze Sterławek (uratowany przez obecnych właścicieli przed wyjazdem na rzeź do Włoch), myśl o jedzeniu końskiego mięsa nie mieści mi się w głowie.
4 komentarze:
Byłam w Weronie, bardzo mi się podobała :))
Pozdrawiam :)
Cieszę się, ja ciągle jestem tym miejscem zauroczona :)
W końcu powróciło życie na drobno mielony. :) Czekam na ciąg dalszy.
Mnie najbardziej zauroczył Rzym i to już dobrych kilka lat temu. W te wakacje również byliśmy we Włoszech,odwiedziliśmy wiele pieknych miejsc.
Zawsze mnie zachwyca niezmiennie Rzym, Florencja, Perugia...ach...
Było pięknie,szkoda,ze czas urlopu zawsze szybko się kończy.
Pozdrowienia:)
Prześlij komentarz